Wilijo! piękna rzeko! o jakże przyjemnie
Drzemiesz na złotem łożu pod gajów sklepieniem!
Ty swojem harmonijnem i dzikiem brzęczeniem
Obudzasz natchnienie we mnie!
Przyjdź Muzo! i kwiatami uwieńczone skronie
Przechyliwszy nad kłęby fali zapienionej,
Ściągnij do czarnoksięzkiej harfy boskie dłonie
I wtórz piosnce nieuczonej.
Jak cicho! mierzchnie szkarłat w zachodnim obłoku.
I pod całunem nocy dnia blednieje krasa:
Ostatni blask wieczoru odbity w potoku,
Coraz ciemniejąc zagasa.
Ja błądzę osłoniony brzoz namiotem chłodnym
I jęk Wilji echem podrzeźniany słyszę,
Widzę jak wiatr igrając po krysztale wodnym
Nadbrzeżną trzcinę kołysze.
Tu róża zaperlona srebrna łezką mroku,
Roniąc wiosenne wonie ze swych wieńców krasnych,
Przegląda się ze drzeniem w Wilji potoku
Pyszniąc się ze wdzięków własnych.
Lecz jakiż to blask chmurki zapłomienił wschodnie.?
To srebrny księżyc zalśnił na niebieskim stropie,
I tonąc w złotych blasków rzęsistym potopie
Patrzy na ziemię łagodnie.
O jakże piękny widok kiedy rybka zdradnie
Potraci zwierciadlane Wilji powierzchnie;
Gdy blada twarz księżyca pełgająca na dnie
W różne się kształty rozpierzchnie.
To zawre,— to się w iskry ogniste rostrąca,
To się rozwija w srebrne obręcze wspaniale,
i łańcuchem związanym z księżyców tysiąca
Przepasze Wilii fale.
O jakże słodko marzyć nad brzegami rzeki,
Gdy spią wonne doliny, drzemią chłodne lasy;
Pamięć myśli me cofa w jakiś kraj daleki
W szczęśliwsze przeszłości czasy.
O! miałem ja przyjacioł którzy mię kochali,
Pod jakiemż niebem biją wasze serca tkliwe ?
Nie jeden z was po świata rozhukanej fali
Ugania szczęście pierzchliwe.
Ach dla czegoż nad świętej Wilji kryształem
Nie mogę was do serca przycisnąć z zapałem?
We łzach radosnych ciężkie roztopić dumanie
Osłodzić przykre rozstanie?
O miałem i dziewicę której dałem serce,
Której wzrok mi rozjaśniał życia drogę ciemna;
Która snuła mi kwiatem nadziei kobierce
Łudząc miłością wzajemną.
Gdzież ona? czemuż łza ta do oka się ciśnie?
Czemuż serce zachodzi tęsknym niepokojem?
Na toż źyję by'm każda chwilę co mi błyśnie
Zasępiał cichych łez zdrojem?
Jak prędko się przesnuły moje mary złote?
Płaczę!... cóż to ? — to na mnie spadła kropla rosy!
Niebo! tyże'ś to moja uczuło zgryzotę,
I płaczesz nad memi losy?
O tak jest! wierzę temu, że w srogiej katuszy,
Niebo śmiertelnikowi łzami ulgę niesie;
Lecz oto śpiew słowika zabrzgczał po lesie,
Łagodząc burze mej duszy.
Słowiku! gdy się wkrótce moje życie prześni,
I duch mój gdy uleci do wieczności domu,
Zaśpiewaj nad mym grobem, — bo tak tkliwych pieśni
Zaśpiewać nie będzie komu.