Ciemna, zimna noc jesienna
Ponad miastem zwisła gwarnem,
Przy wezgłowiach czuwa senna,
Cicho wiejąc skrzydłem czarnem.
Gwiazdki bladej łzawe oko
Wyjrzy czasem z chmur osłony...
I znów kryje się głęboko,
W mgle tajemnic nieskończonej.
Na kominku ogień błyska.
Z głębi cieniów przez pustotę,
Jak z czarnego uroczyska,
Wyskakują iskry złote.
Jak ogników błędne roje
Mkną, pląsają, płoną, bledną.
To się w barwne plotą zwoje,
To zlewają w jasność jedną.
Cicho... tylko trzeszczą głownie...
Lecz bezsenny duch mój słyszy
Wszystkie dźwięki, co cudownie
Drżą na strunach nocnej ciszy.
Myśli moje, pieśni moje,
Gwarząc jedno, wiecznie jedno,
Jak tych iskier złote roje
Mkną, pląsają, płoną, bledną.
Mokra rzewną łzą powieka,
Dziwnie stapia ognia błyski;
Z błyskiem myśli, co ucieka
W młodocianych snów uściski.
W pośród chmur, jak promień bieży,
Strojna w uśmiech zapomniany...
I znów kocha, i znów wierzy,
Świat witając dawno znany.
Lat dziecięcych modła tkliwa
Na jej ustach znowu gości —
A z niebiosów, srebrny spływa
Anioł ulgi i litości.
Widzę, widzę, jak schylony
Nad ludzkimi płynie duchy —
Ocierając pot skrwawiony
I snów miękkie sypiąc puchy.
Coraz ciszej... Myśl omdlewa,
Jak znużony ptak w podróży;
Echo wspomnień słabiej śpiewa...
Ach! ten łoskot? To jęk burzy!
Dziko zgłuszył śpiew słowiczy!
Ścichły lutnie mych aniołów —
A z marzenia — łza goryczy...
A z ogniska — garść popiołów!...
25. III. 75.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.