O ciszej!... ciszej!... bo mi serce pęknie;
Żadnego dźwięku niech dusza nie słyszy,
Niechaj głos żaden nie mąci mi ciszy,
Która mi śpiewa... ach, śpiewa tak pięknie...
Że piękniej chyba łabędzia pierś jęknie,
Gdy się kąpając nurza w wód lazury.
Wszystko w tej ciszy!... uśmiech szczęścia złoty
I gwiazdy uczuć, co płoną i bledną,
I sny przeszłości w łzę stopione jedną,
I blask nadziei... i powiew tęsknoty,
I widm zawistnych przestrogi złowieszcze,
I dzwon grobowy pamiątek sieroty...
I więcej jeszcze... ach! i więcej jeszcze!...
W językach ziemi niema na to miana...
Kiedy melodyi Święto ongi tworzył,
Ostatnie słowa jej Bóg w ciszę włożył,
Która potęgą niebiańską odziana —
Rzadko śmiertelnych nawiedza słuchaczy...
Ale kto raz w niej usłyszał głos Pana,
Ukocha wszystko!... i wszystkim przebaczy!
Ciszej, serce!... jeszcze chwilka...
Jeszcze w czarze łez
Gorzkich, mętnych kropel kilka,
A już bliski kres!...
Jeszcze tylko trochę sity
Spłacić Święty dług
A już spokój u mogiły —
A już Ojcem — Bóg! —
Ciszej, serce!... niechaj pęknie
Srebrna marzeń nić,
Choć stroskana pierś zajęknie,
Niech przestanie śnić! —
...Szczęścia maro!... cudna maro —
Mych wiosennych lat —
Zegnaj!... życie jest ofiarą, —
W świat, sieroto... w świat!...
Lwów, 27 października, 1875.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.