Idę mą drogą samotną, ciemną,
Z schyloną twarzą...
A różni, różni, stojąc przedemną
Śmiać mi się każą!
Pląsa wokoło rzesza wesoła,
Pląsa wśród mroku —
Goniąc zadumę mojego czoła,
Goniąc łzę w oku!
Roi się tłum ten, przybrany w szychy
Gromadą gwarną;
Zowiąc oznaką głupstwa lub pychy
Mą szatę czarną.
Gonią tę duszę, jęczącą w cieśni
Pod życia strażą —
Gonią ból cichy sierocej pieśni,
Śmiać mi się każą!
Śmiać mi się każe dziewcząt gromada
W balowym stroju —
Śmiać mi się każe zbawienna rada
Synów spokoju!
Śmiechem mi każe bluźnić szyderca,
Gdzie błogo marzą —
Nawet zabójcy mojego serca
Śmiać mi się każą!
I jedni drugich wskazując wzajem,
Śmieją się razem,
Że dziś ta ziemia, co była rajem,
Piekła obrazem!
Ze dziś jej dzieci to same karły
Brzydkie i grzeszne;
Ze ideały z suchot pomarły —
Czyż to nie śmieszne?
Świecie! ja jeszcze śmiać się nie mogę...
Pozwól łzom płynąć!
Pozwól mi skończyć zaczętą drogę,
Skończyć — i zginąć.
Pozwól mi donieść w osłabłej dłoni
Bożą pochodnię,
Do rąk mi zgubnej nie dawaj broni,
Bo spełnisz zbrodnię!
1876.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.