O czytelniku, Ty, co znasz nazwiska
tych, którzy ośmieszają ciebie, rząd i życie,
przyznaj, że jednak chciałbyś ich zobaczyć z bliska,
że czasem – o naiwny – myślisz jadowicie:
„Takim to dobrze. Zawsze śmiech, hulanki,
Litrami piją kawę w Zodiaku, w Ziemiańskiej”.
Chciałbyś się znaleźć w skórze Zuzanny Ginczanki,
lub zostać Minkiewiczem, Szelągiem, Szymańskim.
Nieszczęsny, jak fałszywie sądzisz ich z pozoru.
Klęknij, podziękuj niebu, żeś cichy mieszczanin,
że dzień masz podzielony według prostych wzorów,
że wiesz o której zaśniesz i wiesz kiedy wstaniesz.
Czytelniku, Ty nie wiesz, że Tadzio Hollender
już po trzecim kieliszku lokiem twarz zasłania,
i cały ból wszechświata jakby wziął w arendę,
skręca się w kształt wielkiego znaku zapytania.
Szymański, co miał bary i dowcip atlety –
stoczył się jak najniżej: włożył czapkę z daszkiem.
Oswojony – je z ręki – połyka gazety,
gdy strawi całą prasę, klnie i pisze fraszki.
Czy widział ktoś Fokszańskiego? Piętno ma na czole,
zapatrzony w głąb siebie, milczy jak zaklęty.
Kiedyś sześć kostek cukru rozpuścił w rosole.
Przypuszczasz, że oszalał? Nie. Szukał pointy.
A Jerzy Kamil Weintraub nie dosypia stale,
zrywa się z łóżka, krzyczy. Czy wiesz, co to znaczy?
On szuka rymu. Znalazł. Zasnął. Lecz co dalej?
O świcie znów się zrywa i szuka – – – słuchaczy.
Janusza Minkiewicza widziałam przypadkiem,
gdy szukał po kieszeniach rękami obiema,
i w oczy Światopełka zezując ukradkiem,
syczał: „Policja. Trzymać. ktoś mi ukradł temat”.
Ginczanka, dziewczę hoże, wołyński motylek,
zamiast salon mód zwiedzać – nawiedza redakcje,
a gdyby się zajęła własnym sexappelem
dawno by poszły w górę jej małżeńskie akcje.
Nowickiemu (patrz wyżej) drukarskie miazmaty
całkiem struły organizm. Bredzi jak najęty:
kontrakt, garmont, satyra, szpalty, petit raty,
czarna rozpacz mu w żyłach płynie atramentem.
A Redaktor, co dla was za sensacją goni,
i tylko o was myśli (tego nikt nie ceni)
przebywając codziennie w tak niezwykłym gronie,
dla ciebie, Czytelniku, dostał neurastenii.
Więc już nie zazdrość nigdy, Czytelniku miły,
tym cichym bohaterom, których nikt nie widzi,
tym, którzy tracą nerwy, cierpliwość i siły,
byś Ty się mógł uśmiechnąć chociaż raz na tydzień.
Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 53.