Nieraz mijając czarne przedsionki kościoła,
Gdy przez na wpół otwarte świątyni podwoje
Poważny dźwięk organów zabrzmi w uszy moje
Lub głos dzwonu, co wiernych na modlitwę woła;
Nic mego rozczulenia wyrazić nie zdoła,
Bo wnet biegną mi na myśl młode lata moje,
Kiedy przybrany w białe niewinności stroje
Modliłem się z szczerością i wiarą Anioła!
Dziś zapomniałem modłów – łódź ma bez busoli,
Miotana przez burzliwe Wątpliwości fale,
Błąka się już od dawna podług wiatrów woli
I może na najpierwszej rozbije się skale,
Jeśli Bóg, żeglarzowi zachwianemu w wiarze,
Do portu, skąd wypłynął, drogi nie ukaże!