Tęsknoto, smutnych myśli rodzicielko!
Jako trucizna, palisz duszy trzewa.
Jak orkan, który nad knieją rozbrzmiewa,
Unosisz kędyś w dal nadzieję wszelką...
Jak zabłąkana srebrnoskrzydła mewa,
Lecę nad głębi twej przestrzenią wielką...
Konam, jak rybki te ze złotą skrzelką,
Które na piaski psota fal wysiewa...
Niesiesz mnie, niesiesz na skrzydłach srebrzystych
Do mojej ziemi, do mych stron ojczystych,
Odległych o mil setki i tysiące...
O, niezmierzone są twe kręgi sine! —
Zanim je w locie znużonym przepłynę
Czy się o wodne skały nie roztrącę?