Wstał blady miesiąc — blask na wodę miece,
Niby z kruchego rozbita kawałka
Garstka się złota rozsypała miałka,
Lub wraz stokrotne zatliły się świece.
W falach, łamiących się światłem dalece,
Raz wraz coś westchnie, i raz wraz coś załka,
Jakby się wodna skarżyła rusałka
Na utracone wdzięki swe kobiece.
I dziwna żałość w skardze tej i skrucha
I beznadziejność rozpaczna i głucha
Rozbrzmiewa w srebrną nockę księżycową.
I jeno brzoza narzekania słucha
I czasem szepnie pocieszenia słowo,
Albo w milczeniu skinie srebrną głową.