Pieśń dla kobiety

Tyś powiedziała mi: — „Śpiewaj, lutnisto!
Lecz takich pragnę pieśni, co żar niecą
W niewieścich sercach, co pierś mą kobiecą
Na wylot strzałą przeszyją ognistą.

Niechaj pieśń twoja wpadnie mi do ucha
Tryumfu dzwonem i wstrząśnie mną całą,
Niech olśni zmysły, wzruszy duch i ciało
I śpiące ognie w pożary rozdmucha.

Niech mnie rozkoszą natchnie i upoi
I słodkie wizje, którym wierzyć miło,
Niechaj roztoczy z żywej prawdy siłą
Przed tęsknym wzrokiem wyobraźni mojej.

Takiej chcę pieśni, bo nie wzbudzą u mnie
Inne oddźwięku ni zachwytu dreszczu,
Spłyną bez śladu, jakby krople deszczu
Po marmurowej portyku kolumnie.”

* * *

Tyś powiedziała, pani, jam Twój sługa.
Na rozkaz lutnię chętną chwytam dłonią...
Słyszysz, jak struny potrącone dzwonią,
Choć strun tych wiele, pieśń nie będzie długa.

Bo zrywam wszystkie, których srebrne tony,
Choć brzmiące pełnią melodji i treści,
Nie zbudzą echa w duszy Twej niewieściej,
Jak senny narcyz, w siebie zapatrzonej.

Więc precz odrzucam te, co dźwięcząc głośno,
Jak surm i kotłów rycerskie fanfary,
W przepaści głębiach, śród dziejów mgły szarej
Nowego życia grają pieśń radosną.

I te potężne, jak burza hucząca,
Co myśli pochód śród wieków kolei
Gromami znaczą, — lub z hymnem nadziei
Rwą się na szczyty, jak orły do słońca.

I te, co chłonąc każdy szmer natury,
Każdy szum cichy, płynący w przestrzenie,
Szelest snów trwożny i szept i westchnienie,
Nucą piosenki w takt, jak słodkie wtóry.

I te, co dumką skarżą się tułaczą,
Niby skowronki nad obcemi łany,
I te, co jękiem boleści wezbranej,
Nad cierpień morzem zawodzą i płaczą...

Patrz! u stóp Twoich leży strun połowa,
Za niemi nowych snop odrzucam cały...
Już u mej lutni tylko dwie zostały,
Dwie tylko struny: — złota i różowa.

Bo pieśń, co stworzę dziś na Twe żądanie,
A która całą istotę Twą wzruszy,
Będzie, jak rzewny głos fletni pastuszej,
Jako słowika miłosne ćwierkanie.

O dwóch akordach tylko... Boski Febie!
Zlej zdrój natchnienia na swojego syna!
Słuchaj mnie, pani! już pieśń się zaczyna...
Uderzam w struny:
„Pięknaś!... kocham Ciebie!”

AKORD PIERWSZY.
— Pięknaś! Z postaci Twojej, jak od słońca,
Spływa olśnienie na śmiertelnych oczy.
W Tobie potęga czarów się jednoczy
W harmonji kształtów, barw i linji tkwiąca.

Wszystko, co nęci, wszystko, co zachwyca,
Co wzrok przykuwa z niezwalczoną siłą,
W przedziwną całość w Tobie się złączyło
I w cudne Twoje zaklęło się lica.

I świeżość lilji i promienność hoża
Jutrzenki rannej, co niebo rumieni,
I palmy smukłość pod snopem zieleni
I dal zawrotna błękitnego morza.

Pięknaś! to znaczy — Tyś klejnotem ziemi,
Perłą przyrody i świata rozkoszą,
Bóstwem, przed którem ołtarze się wznoszą,
Panią, królową między siostry swemi.

W I Z J E

Pięknaś! to pierwszy akord pieśni mojej,
Słyszysz, jak dumnie w powietrzu rozbrzmiewa;
Krąży nad Tobą, niby srebrna mewa,
I w blasków tęczę czoło Twoje stroi.

Spójrz! jasność nagła... W śnieżne mgły spowite
Jakoweś cudne płyną tu postacie.
To wiedzie w krasy nieśmiertelnej szacie
Swe córy wdzięczne boska Afrodytę.

Oto Helena — ludów pożądanie,
Helena — słońce wschodzące Hellady,
Co mglistych legend blask rozjaśnia blady
I wieści ery dziejowej świtanie.

Za nią w róż wieńcu i pereł djademie
Piękności świata płynie szereg dumny,
Co wystrzeliły, jak śmigłe kolumny,
Nad piasek gminu, ponad szarą ziemię.

Oto — w koronach na czole wysokiem
Układna Ester, harda Teodora,
Dziś — bazylissy, służebnice — wczora,
Co tron posiadły lic swoich urokiem.

Dalej — pieściwsze niżli bluszczów zwoje,
Zdradniejsze stokroć nad morza toń siną —
Lais i Fryne, Aspazja i Ninon,
Rozkosznych syren i zalotnic roje.

A wyżej — gwiazdy z promiennej krainy
Sztuki, co przez nią i dla niej jaśniały,
Natchnienia mistrzów, wieszczów ideały:
Eleonory, Laury, Fornaryny...

O cudne widma! o czarowne mary!...
Wszystkie tu płyną ku Twojej osobie
I mówią: „Siostro w piękności, cześć Tobie!
Panuj nad światem, pij ze złotej czary!"

...Olbrzymiej sali rozwarte podwoje,
Lśnią się marmury, złotem kapią ściany,
W powodzi błasków, naokół rozlanej,
Wybranych tłumów świetne krążą roje.

Nagle... czy świateł jaskrawość się zmniejsza?
Ćmią się i bledną, jak przed słońcem zorze...
Wchodzisz! Ku Tobie głów faluje morze,
Szmer rośnie: „piękna!... piękna!... najpiękniejsza!..

Weszłaś! — w olśnieniu stanął tłum jak wryty,
Pasie spojrzenia, oczy swe napawa,
Potem się kłębi, niby wrząca lawa,
I tysiącznemi wybucha zachwyty.

Tryumfu chwili jedyna, wspaniała!
Oto przed Tobą klęka kwiat młodzieży,
Rozum z dowcipem ściera się i mierzy
I sztuka blaski zdwojonemi pała.

Oto przed Tobą korzy się, jak dziecię,
Siła i berło schyla się mocarza;
Brutalne złoto u stóp Twych się tarza,
Bo Tyś jest piękna, jak żadna na świecie!...

* * *

To pierwszy akord, to pieśni połowa.
Za nim — jak jastrząb za gołąbką białą
Wnet akord drugi wylatuje strzałą,
Po złotej strunie brzmi struna różowa.

AKORD DRUGI.

— Kocham Cię! miłość w sercu mem wezbrała,
Jak fala, która dumnie wznosi czoło,
Wszystko zalewa i unosi wkoło
I płynie w słońca pozłocie lśniąc cała.

A razem ze mną — na ziemi, na niebie
Wszystko, co żyje, przed Tobą się kłoni.
Zefir, co muska marmur Twojej skroni,
Z cicha Ci szepce: — kocham, kocham Ciebie!

Kwiat, co z tęsknotą do Ciebie się chyli,
Swem wonnem tchnieniem miłość Ci wyznaje,
I tern wyznaniem szumią lasy, gaje,
1 szeleszczący rój barwnych motyli.

Л każdy promyk, co się chyłkiem wkrada
Pod rzęs jedwabnych przejrzystą zasłonę.
Mówi Ci: — Słońce jest Tobą olśnione,
Do Ciebie tęskni twarz księżyca blada!

I jeśli słowik — w snów i marzeń dobie —
Gdy ziemia tonie w powłoce liljowej,
Zapełnia śpiewem drzemiące dąbrowy, —
Najdroższa, wierzaj! on marzy o Tobie!

A w każdym dźwięku i blasku i woni,
Co hołd Ci niesie na ziemi i niebie,
To moje serce przemawia do Ciebie,
To moja miłość w ślad za Tobą goni.

* * *

Goni... jak burza, jak piorun dosięga...
Najdroższa, podnieś spuszczone powieki!
Przy Tobie stoi, stać będzie na wieki
Najwyższa serca ludzkiego potęga.

O spójrz! Już traw się zielenią kobierce
I słońce kwiatów kielichy nasyca
Wonią... Czy czujesz, jak płoną Twe lica,
Jak pierś się wznosi, jak bije Twe serce?

O, daj się porwać, daj się unieść fali,
Tych słodkich woni, gorących promieni, —
Miłości fali, co się w słońcu mieni
I jak wiatr rzeźwi i jak ogień pali.

Oto mną całym miota niby listkiem,
A jam już szczęśliw przez samą nadzieję,
Bo nic prócz Ciebie dla mnie nie istnieje,
Tobą jest wszystko i Ty jesteś wszystkiem!,..

* * *

Ostatni akord! Moja pieśń skończona.
Niech resztę echo w duszy Ci wydzwoni...
Co? Ty drżysz cała, jak lutnia w mej dłoni.
Co? Ty się chwiejesz, wyciągasz ramiona!...

Jam po królewsku obdarzył Cię iście
Tern, co jest tylko wybranych udziałem: —
Dałem Ci piękność i miłość Ci dałem,
Mej lutni skarby... Cóż Ci po lutniście?

Wędrowny śpiewak, przybyłem w tę stronę,
By pieśń dla Ciebie zanucić przez chwilę,
A jeśli teraz do stóp Twych się chylę.
To żeby struny podnieść odrzucone.

Ty dla mnie jesteś tylko modrej fali
Jasnem zwierciadłem, pluszczącem w jeziorze.
Żegnaj! Tam huczy i pieni się morze...
Na innych strunach idę śpiewać dalej.

(1899)

Czytaj dalej: Z rad dla moich synów - Ignacy Baliński