Już urodzeniu twojemu
Los i Natura to dały,
Co nad kolebką śpiącemu
Piastunki tobie śpiewały.
Dziś serce i umysł szuka.
Zacniejszą wydać różnicę:
Ma w tobie odkryć nauka,
Czego chcą twoi rodzice.
Ta tobie plac ma otwierać
Odwagi, a zdrowej rady;
Gdy trzeba ojczyznę wspierać
I dumne korzyć sąsiady.
Cóżkolwiek stanic załogą,
Byle był honor na przedzie;
Musisz niemylną przejść drogą.
Którędy cnota powiedzie.
Człek wielki, zaszczytu chciwy,
Na chwilę pomyślną czeka;
Ale i traf ten szczęśliwy
Wielkiego żąda człowieka.
Urodziłeś się być panem:
Źniwoć to usług prawdziwych!
Abyś zdolniejszy tym stanem,
Tysiące czynił szczęśliwych.
Niechaj cię duma nie puszy
Ni marny losu blask łudzi:
Wspanialszej nie mając duszy,
Podobnyś do niższych ludzi.
Gdy nędznych rachuba długa
Pod twoim jęczy kajdanom,
Płaczą sieroty, klnie sługa:
Licha to korzyść, żeś panem.
Dopiero doznasz rozkoszy,
Co to mieć piękne sumienie;
Kiedy snu tobie nie spłoszy
Żadne pod oknem skwirczenie.
W spokojnym usnęła duchu
Cnota pod słomianym dachem;
Gdy zbrodnia czuwa na puchu
Między zgryzotą a strachem.
Wieleż ci gotuje sieci
Intryga, próżność, obłuda!
Lecz gdy cię prawda oświeci,
Fałsz swe pozory źle uda.
Niech się pleć biała nauczy,
Jako ma zacnie być tkliwą;
Twe oczy czarne, włos kruczy
Płeć tę uczyni cnotliwą.
Oddając, co służy komu,
W umyśle stój nieodmienny,
By cię poważał brat w domu
I łotr się lękał ościenny.
Wchodząc do wielkiej świątyni,
Oto już stoisz na progu;
I słyszysz, co się tam czyni
Krwi swej, ojczyźnie i Bogu.
Gdy tej okażesz moc duszy
Wśród nas i naszych sąsiadów,
Sława swą trąbą poruszy
Święte popioły twych dziadów.