Boska komedia - Czyściec - Pieśń IX

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Dante zasypia znużony wędrówką i we śnie zostaje przeniesiony przez św. Łucje do bramy czyśćcowej. Po uzyskaniu pozwolenia od anioła-strażnika poeci wchodzą do czyśćca.



Już nałożnica dawnego Tytona
Białym się rąbkiem ze wschodu wyłoni,
Z objęć lubego kochanka spłoszona,

I klejnotami zabłyśnie na skroni,
W kształt złożonymi onej zimnosokiej,
Co się ogonem od ujęcia broni;

Więc noc z naszego miejsca już dwa kroki
Naprzód zrobiła i, gotując nowy,
Skrzydłem zniżonym wionęła przez mroki,

Gdy ja, spuścizny dziedzic Adamowej,
Nagle zmorzony snem, kędyśmy w pięci
Siedzieli, na ruń nachyliłem głowy.

W godzinie kiedy, bolesnej pamięci
Pełna, jaskółka blisko u przedświtu
Pierwszym kwileniem powietrze zasmęci;

Gdy myśl, władniejsza pani swego bytu
I swobodniejszych wiadoma polotów,
Zdolna jest jakby wieszczego zachwytu,

U lazurowych zwieszony namiotów
Ukazał mi się orzeł złotopióry,
Cały rozpięty, do runięcia gotów.

A śniłem, żem stał na wierzchołku góry,
Skąd był porwany od króla lataczy
Ganimed między olimpijskie chóry.

Dumałem: orzeł w tym miejscu co znaczy?
Może on tu jest na swym żerowisku,
Może skądinąd łupu brać nie raczy?

Kręgi po kręgach zataczał, aż w błysku
Gromu spadł ma mnie ptak przerażający,
Uniósł i w górnym zawisnął ognisku.

Tam nas oboje owiał żar gorący:
Mniemany płomień tak się w ciało wżerał,
Żem się obudzić musiał mimochcący.

Nie inaczej się Achilles wydzierał
Snowi i wznosząc zdumiałe powieki,
Po nieznajomej krainie spozierał,

Gdy wyjętego z Chirona opieki
Matka zaniosła pod Skiryjskie straży,
Skąd go dwa sławne wywabiły Greki —

Jakom ja zadrżał, kiedy sen mi z twarzy
Pierzchnął; stanąłem tak bladością siny
Jak człowiek, co go przestrach mrozem zwarzy.

Przy moim boku Mistrz został jedyny;
Oczy ku toni obrócone były;
Słońce zrobiło w górę dwie godziny.

„Nie miej ty lęku — rzecze Pan mój miły —
Oto kres bliski naszego pochodu,
Zatem nie ścieśniaj, lecz rozprężaj siły.

U czyśćcowego stanęliśmy wzwodu;
Patrz na przedmurze stok okrążające,
Środkiem spękane jakby dla przechodu.

W chwili gdy jutrznia wywróżyła słońce,
A duch spał w ciało spowity człowiecze
Na umajonej pięknym kwieciem łące,

Przyszła niewiasta ku mnie i tak rzecze:
»Jam Łucja; daj, niech śpiącego zabiorę
I łatwość drogi jemu ubezpieczę«.

Śród zacnych cieniów Sordel pod tę porę
Bawił, gdy wschodnia zabielała strona;
Łucja szła naprzód, a ja za nią w górę.

Tu cię złożyła, a mnie zaświecona
Ócz jej pochodnia ku tej wiodła bramie;
Potem odeszli razem — sen i ona".

Jak człowiek, co się z domysłami łamie,
Lecz po wahaniu pewność bierze w duszę,
Skoro rzecz zyska rzetelności znamię,

Tak jam się zmienił; więc Wódz, mię w otusze
Widząc, do góry posunął po wale;
Ja tedy za nim ku wyżynom ruszę.

Widzisz, słuchaczu, jak wznoszę pomale
Gmach mej powieści, więc nie miej we wstręcie,
Że tutaj wyższym kunsztem go utrwalę.

Jużeśmy doszli i tam w tym momencie
Stali, gdziem ściany jakoby rozwarte
Widział przez owo pionowe pęknięcie.

Brama to była; a do niej przyparte
Kamienne stopnie barw jawiły troje:
Na nich milczącą obaczyłem wartę.

Kiedy w nią baczniej me źrenice wpoję,
Poznam Anioła; na najwyższym głazie
Siedział tak jasny, że rwał oczy moje.

Dłonią miecz goły trzymał, a w żelazie
Taka się jasna paliła poświata,
Żem nie mógł okiem zdzierżyć go na razie.

„Z daleka stojąc, mówcie! — woła czata. —
Co wy za jedni? Kto dróg waszych strzeże?
Baczcież, aby was nie potkała strata".

„Niebieska Pani świadoma w tej mierze —
Rzekł Mistrz — przed chwilą ukazała wzwody,
Mówiąc: »Wstępujcie w górę, oto dźwierze«".

„Niechże was wiedzie do celu bez szkody —
Przemówił znowu uprzejmy odźwierny —
Wstępujcie zatem na te nasze schody".

Pierwszy był biały, gładkości misternej,
Przeczysty marmur; jak szkło jednolity,
Powierzchnią obraz mój odbijał wierny.

Schód drugi z ciemnogranatowej płyty,
Powierzchni szorstkiej, słońcem przepalonej,
Wzdłuż i wszerz gęsto szczerbami poryty.

Trzeci zaś stopień, na sam szczyt zwalony,
Barwą porfirów zdał się rozpłonięty,
Jak krew, co tryśnie prosto z ran, czerwony.

Na nim swe stopy oparł Anioł święty,
Sam zaś na progu wrót zasiadł na straży;
Próg był tak lśniący jako diamenty.

Po dobrej woli, w powyż trzech poroży
Wszedłem z mym Panem. On rzekł: „Kornym czołem
Uderz i poproś, niechaj ci otworzy".

Przeto nabożnie padłem przed Aniołem:
„Łaski! Otwórz mi!" — wołając nieśmiele
I w pierś się bijąc. Miecza ostrzem gołem

Odźwierny siedm „P" wyrył mi na czele.
„Bacz — mówił — niech się każda plama spłucze,
Podczas gdy będzie hartował się w dziele".

Popiół lub gleba, gdy ją skwar potłucze,
Równały barwie szat świętej Istoty;
Spod szaty Anioł wydobył dwa klucze:

Jeden był srebrny, drugi szczerozłoty;
Więc najprzód białym, żółtym zaś po chwili
W zamku pracując, koił me tęsknoty.

„Gdy bodaj jeden z tych kluczów omyli —
Mówił — snadź jakiś błąd zachodzi, za czym
Już się ta furta przejściu nie odchyli.

Jeden cenniejszy; drugiego badaczem
Trzeba być lepszym, by bramę otworzył,
Bo on jest właśnie węzła rozdziergaczem.

Piotr mi je w ręce podał i dołożył:
»Raczej litością grzesz tutaj niż wstręty,
Byle się grzesznik u nóg twoich korzył«".

Tedy pchnął Anioł skrzydła bramy świętej.
„Wchodźcie — rzekł — ale wiedzcie, idąc wyżej:
Kto spojrzy za się, będzie odepchnięty".

Ukuta z twardej i brzęczącej spiży,
Na swoich czopach wykręcona cała,
Obróciła się tarcza świętych dźwierzy.

A nie zgrzytnęła tak ni się wzdragała
Odewrzeć, zbywszy Metella obrony
Na ujmę skarbów swych, Tarpejska Skała.

Słuchem pobiegłem w nowe regijony:
Te Deum brzmiało za bramy okołem
W głosach zmieszanych z muzycznymi tony.

Takie wrażenie w me zmysły przejąłem
Z owej muzyki, jak to na przemiany,
Gdy z organami śpiew się złączy społem,

To śpiew góruje, to znowu organy.

Czytaj dalej: 44. Boska komedia - Czyściec - Pieśń X - Dante Alighieri