W ciemnym dymie zapełniającym trzeci taras Wergili i Dante spotykają pośród gniewliwych Marca Lombardo, który rozprawia o pojęciu wolnej woli i zepsuciu świata, wymieniając równocześnie kilku mieszkańców Lombardii, których życie może służyć za przykład cnoty.
Ciemności piekieł albo noc wyzuta
Pod biednym niebem z wszelkich gwiazd widoku,
Gdy się ciemnymi chmurami okuta,
Równą zasłoną nie otuli wzroku,
Jak ta mgła przykra, gęsta i chropawa,
Która zstąpiła nam teraz w obłoku.
Powieka pod nią kamieniem się stawa,
Więc mój Towarzysz doznany i drogi
Zbliża się do mnie i ramię podawa.
Jak w ślad przywódcy ślepiec stawia nogi,
By się nie potknął na ścieżynie krętej
I nie poranił, i nie zbłądził z drogi,
Tak ja stąpałem przez mgieł cierpkie męty;
„Uważaj pilnie — głos jego dolata —
Ażebyś nie był ode mnie odcięty".
W górze gdzieś rzesza śpiewała skrzydlata;
O mir litości w pieśni był proszony
Baranek, który gładzi grzechy świata.
Raz w raz „Barankiem" zaczynał śpiew ony;
A głos falował tak równymi ruchy,
Jakby był zgodnym czuciem nastrojony.
„Wszak ci to — pytam — wyśpiewują duchy?"
„Prawdę-ś powiedział — odrzekł — wiedz, że tędy
Ziemskiego gniewu kruszy się łańcuchy".
„Ktoś ty, co mgławe przedzierasz oprzędy
I mówisz głosem, który przypomina
Tych, co czas jeszcze dzielą na kalendy?"
Tak mówić do mnie duch jeden poczyna.
„Idź doń — Mistrz rzecze — wieścią się podzielisz;
Spytaj, którędy perć się w górę wspina?"
„Istoto — rzekłem — która tu się bielisz,
By wrócić czysta do Stwórcy swojego,
Dziw ujrzysz, jeśli ku mnie się ośmielisz".
„Iść z tobą chwilę — prawa mi nie strzegą —
Rzekła. — Jeśli mgieł okiem nie wyruszę,
Myśli przynajmniej za głosem się zbiegą".
Więc ja ciągnąłem: „Dążę tam w pielusze,
Z której dopiero martwość mię rozpęta;
Wprzód przejść musiałem przez piekieł katusze.
Skoro zaś tak mię Łaska dzierży Święta,
Że na swym dworze chce mię przyjąć w gości
Cudem, jakiego człek żyw nie pamięta,
Powiedz, kim byłeś pośród ziemskich włości?
Czyli nie błądzim tą drogą nieznaną,
Niech się z ust twoich dowiem dla pewności".
„Lombardem byłem; Marko moje miano:
Znałem świat, honor ceniłem nad życie;
K'niemu napinać łuk dziś zapomniano.
Idąc wprost siebie, do celu zdążycie —
Tak rzekł i dodał: — Wdzięczny za mitręgę,
Pomódl się za mnie, gdy będziesz na szczycie".
Ja na to: „Że-ć to uczynię, przysięgę;
Teraz się w jednej niepewności ważę:
Jeśli nie pojmę, w sobie się rozprzęgę.
Wprzód po jednemu, teraz na mnie w parze
Runą wątpienia; miesza mię twa skarga,
Skoro ją z dawniej słyszanym skojarzę.
Także to świat już związki z cnotą targa,
Jak twoja mowa rozżalona biada,
Tak się to w złości i kala, i szarga?
Gdzie ma przyczynę, powiedz, ta szkarada?
Niechaj, poznawszy, innym podam lepiej;
Jeden ją w niebie, drugi w ziemi składa".
Duch westchnął: boleść te w nim smutki szczepi,
A potem tak się odezwał: „Mój bracie,
Ślepy jest świat wasz i wy na nim ślepi.
Wy, ludzie żywi, przyczynę składacie
W gwiezdnych obrotach, mniemając, jakoby
Wszystko się w tamtym tworzyło warsztacie.
Gdyby tak było, brak by wam ozdoby
Swobodnej woli; brak by z tego względu
Za cnotę szczęścia, a za grzech żałoby.
Gwiazdy są źródłem pierwszego popędu,
Lecz choćby wszystkich, to i w tym przypadku
Światło wam dane na obejście błędu
I wolna wola; ta gdy nie ma statku
I zrazu onych sił ulega wadze,
Dobrze karmiona wygra na ostatku.
Lepszej przyrodzie i wyższej powadze
Wyście poddani; z nich jest w ludzkim tworze
Rozum, nad którym gwiazdy tracą władzą.
Jeśli świat dzisiaj schodzi na bezdroże,
W was jest przyczyna i tej się dowiecie;
Oto ją dla was znajdę i wyłożę:
Dusza, pieszczona w swoim pierwobycie,
Na ziemię schodzi od bożego stoła,
Kwiląc i śmiejąc się jak małe dziecię.
Duszyczka prosta nie pojmuje zgoła
Nic, lecz, byt szczęsny chowając w pamięci,
Popędem dąży, gdzie ją rozkosz woła.
Naprzód ją w świecie marne dobro nęci;
Nieostrzeżona, za tym dobrem bieży,
Jeśli wędzidło nie sprostuje chęci.
Więc praw wędzidło skroić jej należy;
Przełożyć króla, któremu zaświta
W stolicy prawdy bodajby szczyt wieży.
Prawa istnieją, lecz kto o nie pyta?
Przewodnik trzody, choć w zakonie prawy,
Nierozdwojone ma jeszcze kopyta.
Więc lud, gdy widzi, że wódz szuka strawy,
Do jakiej własne łakomstwo go żenie,
Rwie się tam, świętszej zaniedbując sprawy.
Stąd łacno pojmiesz, że złe przewodzenie
Winno jest w świecie grzesznego nałogu,
Nie zaś zepsute niby przyrodzenie.
Rzym, który wyrwał świat wiecznemu wrogu,
Dwojgiem słońc rzucał w dwoje dróg swe blaski:
W drogę ku światu i w drogę ku Bogu.
Jedno zagasło w drugim, miecz do laski
Przywarł pasterskiej, a ta wspólna sprawa
Musiała stworzyć pośród nich niesnaski.
Jeden drugiemu nie ustąpi prawa;
Jeśli nie wierzysz, obacz dla przykładu,
Jak to po ziarnie poznaje się trawa.
Kraj śród Adygi leżący i Padu,
Póki nie wstały kłótnie Frydrykowe,
Był pełen cnoty, dzielności i ładu.
Kto by się dawniej bał wejść w ziemie owe,
By się nie natknąć na uczciwych ludzi,
Dziś by niósł śmiało podniesioną głowę.
Jest troje starców, a tym trwać się nudzi
W nowym zwyczaju i boli do żywa,
Że Bóg z wezwaniem ich do siebie żmudzi.
Konrad z Palazzo, Gherard tam przebywa
Dobry i Gwido z Castel, co z francuska
Także się szczerym Lombardem nazywa.
Głośże: niech ludziom z oczu spadnie łuska;
Rzym, iż dwie władze w jedną rękę chwyta,
Z brzemieniem w błoto wpadł i w nim się pluska".
„O Marku — rzekłem — prawda to niezbita;
Teraz pojmuję, dlaczego wyzutem
Z tego dziedzictwa miał zostać Lewita.
Lecz kto ów Gherard, co w świecie zepsutem
Pozostał jakby próbą dawnych ludzi,
I zdziczałemu plemieniu wyrzutem?"
„Albo mię kusi głos twój, albo łudzi —
Odrzekł — wszak słyszę, że jesteś z Toskany,
A pamięć jego już się w tobie studzi?
Pod innym mianem on mi jest nieznany,
Chyba je córka Gaja rozesławi...
Lecz idźcie z Bogiem; mój kres u tej ściany.
Oto już obłok prześwieca białawiej,
A ja zawracać muszę z mej podróży;
Anioł już idzie i wnet tu się zjawi".
Skończył i nie chciał ze mną bawić dłużej.