Wergili i Dante rozmawiają z Guidonem del Duca i Rinierim da Calboli o stanie politycznym i moralnym Toskanii oraz Romanii, a następnie słuchają tajemniczych głosów wspominających przykłady ukaranej zawiści i zazdrości.
„Kto on, co kręgi naszej góry tłoczy,
Nim śmierć popchnęła żagle jego łodzi,
I jak chce, zwiera i odmyka oczy?"
„Kto on zacz, nie wiem, lecz nie sam przychodzi;
Ty siedzisz bliżej ku jego osobie,
O ród i miano pytaj go najsłodziej".
Tak więc szeptały, schylone ku sobie,
Dwa widma obok siedzące na prawo
I szyje do mnie wyciągały obie.
Powiada jedna z nich: „Duchu, postawą
Cielesną w niebios kroczący wierzeje,
Miej litość, wieścią pociesz nas łaskawą.
Ktoś jest? Skąd idziesz? Bo twe przywileje
Podziw nasz budzą, jak obca i nowa
Rzecz, która tutaj nigdy się nie dzieje".
„Środkiem Toskany — rzekłem — fale snowa
Strumyk na stokach zrodzon Falterony;
Nie nasyca go droga stumilowa.
Tam jest ojczysty gród mój położony;
Nazwisko moje wymieniać — rzecz marna,
Mej sławy jeszcze nie brzmią głośne dzwony".
„Jeśli przejrzałem myśl twą aż do ziarna —
Pierwsza się dusza do mnie znów odzywa —
Po twojej mowie domyślam się Arna".
A druga rzecze: „Czemuż on ukrywa
Niedomówione owej rzeki miano,
Jakby w nim rzecz się mieściła brzydłiwa?"
Na to głos ducha, którego pytano:
„Pewnie dlatego, iż się lepszą zdało,
Aby jej dolin wiecznie zapomniano.
Bowiem od źródeł, którymi nabrzmiało
Siodło gór, co z nich odpadło Peloro,
A tak, że w świecie bogatszych jest mało,
Po ujście, gdzie się krzepi morze, skoro
Słońce mu nieco słonych wód upije,
Skąd znowu później rzeki pokarm biorą,
Cnotę się z dala obchodzi jak żmiję;
Czy to się dzieje ze złego nawyku,
Czy że ich gleba ten wstręt w sobie kryje.
Tak odmienili obyczaj do zniku
Mieszkańcy biednej tych dolin krawędzi,
Jakby ich Circe chowała w karmniku.
Śród sprośnych wieprzów, godniej szych żołędzi
Niżeli strawy, którą człowiek żywie,
Naprzód ta rzeka nędzne nurty pędzi,
Spotyka dalej, na niższym przepływie,
Głośniej nad małość łające szczenięta
I usta od nich odwraca wzgardliwie.
Płynąc poniżej, coraz bardziej wzdęta,
Spomiędzy psiarni między wilcze stada
Wlewa się struga licha i przeklęta.
Lisy spotyka, w których mieszka zdrada,
Skoro w najniższe potoczy się kraje;
Daremnie na nie paści się zakłada.
Choć tu człek słucha, sprawy nie zataję;
Dobrze mu będzie, jeśli zapamięta,
Co mu duch prawdy przeze mnie podaje.
Wnuka twojego widzę, jak wilczęta
Dzikie pogromi, wpadłszy na wybrzeże
Okrutnej strugi, i wszystkie popęta.
Na targ poniesie wilcze mięso świeże,
A resztę, jak lew, położy pokotem;
Tak wielom życie, sobie cześć odbierze.
Z nędznego lasu we krwi wyjdzie potem,
Tak spustoszywszy, że w tysiączne lata
Nie zagai się ta puszcza z powrotem".
Jak po złej wróżbie wesołość ulata
Z twarzy człowieka - więc patrzy i słucha,
I tylko czeka, skąd runie zatrata,
Tak spoważniała twarz innego ducha
Podczas tej mowy; nagle stał się rzewny,
Kiedy proroctwo doszło mu do ucha.
Widok jednego, głos drugiego gniewny
Ciekawość moją zwiększyły ogromnie,
Więc kto są, pytam, nazwiska niepewny.
Rzekł duch, co pierwszy odzywał się do mnie:
„Patrz, czego prośba moja nie uzyska
Od ciebie, teraz ty pożądasz po mnie?
Lecz dobroć boża, która tak pobłyska
Z twojej osoby, wyznać mię zniewala:
Gwidona Duki nie pomnisz nazwiska?
Bywało, zawiść tak mię skroś przepala,
Że gdym gdzie w twarzy obaczył wesele,
Z lic moich zaraz krwi pierzchała fala.
Z mego posiewu takie zbieram ziele.
O ludzie, czemu dóbr waszych krynica
W wykluczającym rodzi się podziele?
Oto Rinieri, co sobą zaszczyca
Calbolich plemię skłonne do upadu,
Póki nie najdzie jego cnót dziedzica.
W obrębie morza, Renu, gór i Padu
Nie tylko w biednej krwi już się nie pleni
Zapał do prawdy i pięknego ładu,
Ale porosły na całej przestrzeni
Trujące gąszcze; żadne ich oskardy
Nie wykarczują rychło od korzeni.
Gdzie dobry Lizio i Henryk Manardi?
Gdzie Traversarich i Carpignów plemię?
O Romańczycy zeszli na bastardy!
Fabbro, bolońską ozdobi-ż znów ziemię?
Bernarda Fosco w Faenzy obaczę?
Różdżkę tak wdzięczną wyda-ż drobne siemię?
O Toskańczyku, nie dziw się, że płaczę!
Gwida da Prata imię mi przytomne
I Ugo d'Azzo do serca kołacze.
Pomnę Tignosa, druhów jego pomnę;
Dom Anastazych i dom Traversarów:
Oba te rody dzisiaj bezpotomne!...
Damy, rycerstwo, świat czynów i gwarów,
Dworności naszej i miłości szkoła
Tam kwitły, gdzie dziś wrósł występku narów...
Wyjdź, Brettinoro, z siebie, gdy dokoła
Właśni panowie twoi precz uchodzą
Śród innych wielu, by nie sromać czoła.
W Bagnacavallo niewiasty nie rodzą,
I słuszna: za to Castrocaro, Conio,
Źle — gdy hrabiątek niegodnych napłodzą.
Pagani lepsi będą, gdy uronią
Swojego »Diabła«, ale trud zbyteczny
Oczyszczać sławę: od plam jej nie schronią.
O Ugolinie z Fantoli, bezpieczny
Będzie twój honor, bo go już nie zaćmi
Czynem niegodnym żaden syn wszeteczny!
Idź, Toskańczyku, teraz idź, bo łkać mi
Chce się — nie mówić; rzewnie płakać muszę,
Tak się me serce ścisnęło nad braćmi".
Widno nam było, że te zacne dusze
Słyszały chód nasz, a że nie ostrzegły,
Po drodze dalej poszliśmy w otusze
Znowu samotni; nagle z przeciwległej
Strony, jak piorun powietrze przelata,
Tak ku nam słowa wołające biegły:
„Ktokolwiek spotkasz, zgładź mię z tego świata!"
I pierzchły jako grom, który pobladnie,
Skoro wprzód obłok na ćwierci rozpłata.
A ledwie znowu słuch sobą owładnie,
Inny głos obok huknął raz za razem
Jako grzmot, który za piorunem padnie:
„Jam jest Aglauro, co się stała głazem".
Cała się postać moja w tył podawa,
Pragnę się ukryć za swym Drogowskazem.
Już teraz ścichła napowietrzna wrzawa,
Gdy Wódz mój rzecze: „Oto twarde pęta,
Co winny dzierżyć was w granicach prawa,
Ale szalonych zbyt wabi przynęta,
Spod której stary wróg na wędę chwyta
Duszę, skoro się nie w czas opamięta.
Woła was niebo; nad wami rozwita
Piękność swe kręgi toczy; cóż, gdy biedna
Źrenica wasza do ziemi przybita!
Tę niemoc karci Siła Wszystkowiedna!"