Niech giną próżniaki

W pewnym domu chowano kocura burego,
Ale z niego pożytku nie mieli żadnego,
Trzy razy dziennie, kocur słodkie mleko spijał,
Potem, na ciepłym piecu w kłębuszek się zwijał,
I tak długo w śnie błogim, wciąż mrucząc spoczywał,
Póki się podój mleka znowu nie odbywał.
Choć myszki koło niego wesoło pląsały,
Do snu mu nie przeszkadzały.

Mieszkańcy, aby się raz myszy już pozbyli,
Od druciarza górala, pułapkę kupili,
Odtąd już regularnie każdego dnia rano,
Kotu chwyconą myszkę na śniadanie dano.
A kot się tak przyuczył do mysiej pułapki,
Że już sam chodził do niej i wkładał w nią łapki,
Myśląc, że tam już zawsze jest myszka dla niego,
Lecz za wiele było tego.

Mieszkańcy tak już sobie kocura zbrzydzili,
Że go w końcu oprawcy do worka włożyli,
Darmozjada się pozbyli. Oprawca dnia tego,
Udusiwszy próżniaka, ściągnął skórę z niego.
Całym tedy pożytkiem z owego kocura,
Była jego włosista, buroszara skóra.

Z tej bajki niechaj taka nauka wypływa:
Dużo takich próżniaków na dwóch nogach bywa,
Lecz koniec ich sromotny, a to im ohyda,
Że i nawet ich skóra na nic się nie przyda.

Czytaj dalej: Jestem Polakiem, polską mam duszę - Antoni Kucharczyk