Czy Marcin Borowicz postąpił słusznie kiedy zdecydował się pójść na rosyjski spektakl? Sformułuj po jednym argumencie za i przeciw

Autorem opracowania jest: Piotr Kostrzewski.

Udanie się przez Marcina Borowicza, głównego bohatera Syzyfowych prac, na rosyjski spektakl możemy bez wątpienia nazwać swoistym "pierwszym krokiem do piekła". Co prawda nie prowadziła go tam ciekawość, a pewien rodzaj przekornej buty wobec klasowych kolegów, niemniej i tak wstąpił wtedy na ścieżkę zatracenia "duszy" narodowej. Czyn niewinny sam w sobie, prawie doprowadził do zmiany Marcina w osobę podobną profesorowi Majewskiemu - zaprzańcowi, kierującemu się konformizmem. Czy więc postąpił niesłusznie, idąc do teatru? W poniższej pracy przedstawione zostaną argumenty za oraz przeciw obejrzeniu przez Borowicza spektaklu, które zostaną użyte do wysnucia ostatecznych wniosków.

Przeciwko udaniu się na rosyjski spektakl przemawiają przede wszystkim stojące za nim motywy. Jak podkreśla sam Żeromski, dyrektor Kriestoobriadnikow i inspektor Zabielskij swoją pracę rusyfikacyjną prowadzili dwutorowo. Rugowanie języka polskiego, siermiężna propaganda w wykonaniu Kostriulewa i przekonywanie uczniów do kadry nauczycielskiej rosyjskiego pochodzenia to jedynie zabiegi ofensywne.

Obaj rusyfikatorzy dążyli też do ożywienia kulturowego wśród osadników - Moskali, które przyciągałoby swoją bujnością miejscowych Polaków. Idealnie wypełniałaby ona wtedy próżnię powstałą w miejscu, gdzie carskie ukazy rugowały kulturę miejscową. Pod tym względem chodzenie na rosyjskie spektakle nie było jedynie podlizywaniem się inspektorowi, czy zainteresowaniem kulturą "bratniego narodu słowiańskiego". Można bez ogródek nazwać takie zachowanie napędzaniem rosyjskiego "kulturkampfu" w Klerykowie. Ażeby ten niemiecki zwrot lepiej wybrzmiał, należy zestawić rosyjskie przedstawienie z polskim powiedzeniem z czasów wojny: "Tylko świnie siedzą w kinie". Wtedy Polacy uczęszczający na propagandowe filmy również wspomagali goebellsowską maszynkę "informacyjną" nie tylko pieniędzmi za bilety, dostawali się również na orbitę oddziaływania kulturowego okupanta. Marcin Borowicz, idąc na przedstawienie, bezwiednie poddał swój młody umysł temu zabiegowi i stawał się właśnie "wypełnianą próżnią" kulturową. Wystawiając się na działanie rosyjskiej sztuki, bezwiednie negował możliwość stania się wektorem sztuki polskiej.

Istnieje niewiele argumentów za pójściem przez Marcina Borowicza na spektakl, zależnie od rodzaju wybranego uzasadnienia. Moglibyśmy, przykładowo, oderwać przedstawienie od politycznych konotacji i analizować je jedynie pod kątem ciekawego wydarzenia artystycznego. Kultura rosyjska sama w sobie stanowi bogaty i interesujący przejaw słowiańskości. Warto więc zapoznać się z nim tak samo, jak z kulturami innych narodów.

W okresie po powstaniu styczniowym niemożliwe jest jednak poostrzeganie jakiegokolwiek przejawu rosyjskości na ziemiach polskich, bez ich rujnującego wpływu. Kultura stanowiła zwyczajnie przedłużenie imperializmu, argument za musi więc posiadać inny kontekst. Jedynym argumentem przemawiającym za słusznością postępowania Marcina mogłaby być forma szpiegostwa, polegająca na wyśledzeniu "siły" miejscowych zaprzańców oraz "ludzi ruskich". Niepozorny gimnazjalista mógłby w taki sposób wiedzieć, kto trzyma stronę zaborcy i przez to uczynić je persona non grata w swoim życiu prywatnym. Zakładałoby to jednak negatywne nastawienie do rusyfikacji, którego jeszcze wtedy Marcin nie posiadał.

Kultura to wspaniała rzecz i każdy naród ma prawdo do tworzenia jej własnej odmiany. Niestety, jak wszystkie siły we wszechświecie, również ten przejaw aktywności ludzkiej ciągle wojuje z innymi sobie podobnymi. Bismarck, mówiąc o wojnie kulturowej, nie mylił się wielce, ponieważ nawet w XXI wieku Polacy poddani są działaniom obcych wpływów. Różnicą jest jedynie dobrowolność, która gwarantuje przeszczepianie pewnych elementów na grunt rodzimy i przez to daje możliwość interesującego zaadaptowania ich "po polsku". Rusyfikacja była zaś zjawiskiem agresywnym, niemającym nic wspólnego z dobrowolnością. Mimo iż z pewną trudnością można bronić pójścia Borowicza na spektakl, argumentacja ta nie przetrwa jednak żadnego ataku. Chłopak postąpił, nieświadomie rzecz jasna, źle i ostatecznie zdał sobie z tego sprawę. To było już jednak zasługą Bernarda Zygiera.


Przeczytaj także: Na czym polegała ewolucja duchowa Marcina Borowicza?

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.