Wizja

Przychodzi zwiewnem widmem wpośród nocy białej,
Jedwabiami szeleszczą jej świetliste szaty
I w szyby, gdzie wyrzeźbił księżyc srebrne kwiaty,
Uderza hymn jej skrzydeł senny i omdlały.

Znowu widzę jej oczy — modre, smutne oczy,
Utkwione we mnie z dziwną, anielską pieszczotą
I jedwabistych włosów czuję wonne złoto,
Mieniące się blaskami miesięcznej roztoczy.

W półprzegięciu się schyla nad mą senną głową,
Na mojej twarzy lekkie pocałunki składa
I w ciszy się rozwiewa, jak mgła sino-blada...

A ja lecę gdzieś za nią w oddal lazurową,
W tę ciszę, w te jaśnienia srebrne, tajemnicze,
Wyciągam krwawe ręce i w przestwory krzyczę!

Czytaj dalej: Śnieg - Zygmunt Różycki