Przy organach

Słońce‎ ‎zachodzi.‎ ‎—‎ ‎W‎ ‎przyćmionym‎ ‎kościele
Młody‎ ‎zakonnik‎ ‎samotny‎ ‎na‎ ‎chórze
Gra‎ ‎na‎ ‎organach‎ ‎jakby‎ ‎w‎ ‎zachwyceniu,
Głębokie‎ ‎oczy‎ ‎zapatrzone‎ ‎w‎ ‎górze.

Ostatni‎ ‎promień‎ ‎przez‎ ‎witraż‎ ‎się‎ ‎wkrada
I‎ ‎słabym‎ ‎blaskiem‎ ‎oświeca‎ ‎twarz‎ ‎bladą‎ ‎—
Bez‎ ‎ruchu‎ ‎—‎ ‎jakby‎ ‎z‎ ‎marmuru‎ ‎wykutą‎ ‎—
A‎ ‎rzewne‎ ‎dźwięki‎ ‎spływają‎ ‎kaskadą.

Płynie‎ ‎melodia‎ ‎jemu‎ ‎tylko‎ ‎znana,
Tęskna‎ ‎i‎ ‎smutna‎ ‎—‎ ‎jak‎ ‎to‎ ‎życie‎ ‎jego;
W‎ ‎murach‎ ‎klasztornych‎ ‎żywcem‎ ‎zakopany,
Nic‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎żąda‎ ‎—‎ ‎wyparł‎ ‎się‎ ‎wszystkiego!

Lecz‎ ‎smutek‎ ‎osiadł‎ ‎na‎ ‎jego‎ ‎obliczu,
Może‎ ‎pragnienia‎ ‎za‎ ‎światem‎ ‎kołacą,
Czasem‎ ‎westchnienie‎ ‎z‎ ‎piersi‎ ‎się‎ ‎dobywa,
Ukołysane‎ ‎modlitwą‎ ‎i‎ ‎pracą.

Najmilszą‎ ‎jego‎ ‎rozrywką‎ ‎muzyka,
Więc‎ ‎co‎ ‎dnia‎ ‎prawie‎ ‎o‎ ‎szarej‎ ‎godzinie
Przychodzi‎ ‎tutaj‎ ‎jak‎ ‎na‎ ‎odpoczynek,
Z‎ ‎pieśniami‎ ‎jego‎ ‎niejedna‎ ‎łza‎ ‎spłynie.

Traci‎ ‎rachubę‎ ‎czasu‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎przybytku,
Nieraz‎ ‎go‎ ‎gwiazda‎ ‎na‎ ‎niebie‎ ‎zastanie,
Bóg‎ ‎się‎ ‎przygląda‎ ‎tu‎ ‎wiernemu‎ ‎słudze,
Biorąc‎ ‎w‎ ‎opiekę‎ ‎swe‎ ‎dziecię‎ ‎wybrane.

Rankiem,‎ ‎gdy‎ ‎słońce‎ ‎budzi‎ ‎go‎ ‎z‎ ‎posłania,
Przez‎ ‎kratę‎ ‎patrzy‎ ‎z‎ ‎okna‎ ‎małej‎ ‎celi,
Ogród‎ ‎kwiecisty‎ ‎rosą‎ ‎wykąpany,
Wonią‎ ‎odurza,‎ ‎wiosną‎ ‎się‎ ‎weseli.

Stoi‎ ‎tak‎ ‎chwilę‎ ‎w‎ ‎dziwnym‎ ‎upojeniu,
Dzwonek‎ ‎klasztorny‎ ‎na‎ ‎pacierze‎ ‎woła,
Słowik-towarzysz‎ ‎piosenką‎ ‎go‎ ‎wita,
I‎ ‎cień‎ ‎tęsknoty‎ ‎znika‎ ‎z‎ ‎jego‎ ‎czoła.

Czytaj dalej: Wybór przyjaciela - Maria Paruszewska

Źródło: Łzy-perły tom 2, Maria Paruszewska, 1912.