Co raz nowe fale o brzeg uderzają,
Zamieniając w pianę, jak ludzkie marzenia,
Zda mi się, że do mnie płyną, odpływają,
I że gdzieś z daleka dochodzą westchnienia.
O pomost kaskada brylanty roztrąca,
W górze złota jasność przyświeca nade mną,
A pomimo światła, promieni i słońca,
Patrzę z pewnym lękiem w moją przyszłość ciemną!
Bo podobna falom co tak rozpienione,
Wiecznie się tu będą zamieniać w kryształy,
Tak i moje życie bólem zaprawione,
Żegna bezpowrotne marzeń ideały!
Szare życie, szare — jak jesienne chmury,
Chciałoby, przywrócić te sny niewyśnione,
Wskrzesić dawną wiarę i wzbić się w lazury,
Zamilcz! — dziś za późno — już wszystko skończone.
I znów tylko fala do brzegu dopływa,
Jednostajnym jękiem mą duszę kołysze,
O nie mów ty do mnie — na co nuta tkliwa?
Słuchać jej dziś nie chcę — nie mogę — nie słyszę...
Opublikowano w: Łzy-perły
Źródło: Łzy-perły, Maria Paruszewska, 1910.