Aniele stróżu! Nad ziemią plącząc,
upuszczasz gwiazdę, perlistą łezkę.
Powiedz, co dziwne porządki znaczą,
gdy planetarium dymi niebieskie?
Jeszcze łza jedna na płaczu padół?
A może iskra w proch padająca?
Gdybyś, aniele, przyfrunął nadół,
skrzydłabyś musiał zwinąć z gorąca.
Gdybyś, aniele, na ziemię spadł, ach,
ujrzałbyś rzeczy z góry widziane.
Ziemia drży ledwie w ziemskich posadach.
Obłoki dawno zredukowane.
Płyniesz, aniele, obłoczna lilia,
może zakwitniesz w ziemskim postoju?
Ale niebieskie weź utensylia,
pod skrzydła swoje tęczę pokoju.
Zorzę zbawienia, jutrzenkę rdzawą,
oświetlisz jasno słoneczną lampą.
Tęczę pokoju włóż w ziemię krwawą,
jak siedmiobarwny, błyszczący tampon.
trudnoby było, aniele stróżu,
bo ziemię nurty podskórne żrą,
rwące potoki arterie burzą,
zorza zbawienia ocieka krwią.
Na lirze splatasz srebrzyste palce.
Dramat to dźwięczny czy tragifarsa?
Zbrukały szaty białej westalce
czarne wotany spod znaku Marsa.
Może piosenką, co w lirze drzemie,
powiesz, skąd płynie krew ta, skąd rok ów?
Gdybyś, aniele, spłynął na ziemię...
Ty jednak bujasz pośród obłoków.
Źródło: Sygnały, r. 1939, nr 72.