Przyjechał taki pan z Cieszyna,
(kto bieg wypadków pilnie śledzi,
wiedział, że herbu „Wazelina”,
choć zwany krótko — Fredzik Bredzik).
Ten pan niemądrze uśmiechnięty
bredził o różnych stanu racjach,
nosząc na nosie transparenty
na politycznych demonstracjach.
Ekwilibrysta, kuglarz, błazen.
Ideą bawił się jak piłką.
Żonglował „preczem", stawał „na zew",
aż spodnie pękły mu z wysiłku.
Bo już w Cieszynie dobrzy ludzie
mówili mu: — „Panie Alfredzie
miast piać o trudzie chodź na wódzię,
bo pan wysoko nie zajedzie”.
Ale ów Fredzik, szermierz idei,
był socjalistą, owupiakiem,
choć w gruncie (A, Mickiewicz vide)
był albo durniem lub łajdakiem.
Bo kto to widział, by tak nagle,
człowiek przemieniał się w okręty,
by w każdy wiatr wydymał żagle,
przemalowywał transparenty?
A przytem gadał bardzo mądrze
(pogodni głupcy jeszcze ujdą),
t r a n s c e n d e n t a l n y mając wzgląd, że
oświeci wszystkich wielką bujdą.
A tu i ten i ów zaczyna,
że nie-wiadomo, co w tern siedzi,
choć pewne: herbu „Wazelina",
choć zwany krótko — Fredzik Bredzik.
A tu niektórzy, że ma pensje,
że ma poglądy, że jest sztandar,
choć w gruncie rzeczy, gdzie tu sens jest
I gdzie idea a gdzie granda?
A tu niektóre mądre głowy
mówią, że niekorzystny to rys.
że przebieg prosty i typowy
i że zbyt łatwy ten życiorys.
że to po prostu zwykła Świnia,
a raczej człowiek-świnia, który
nie chodzi po wytycznych liniach,
ale po liniach koniunktury,
że mankamenty młodej głowy,
że trudno mówić o idei.
Lecz jak ponuro groteskowy
bywa tu koniec epopei.
Spojrzyj przechodniu — oto ona:
osoba pełna cnót i zalet
w tak młodym wieku przemieniona
na stary polityczny szalet.
Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 6.