Samson

— »Błogosławiony bądź, Dagonie!
Mocarzu nieba, władco ziemi,
Którego lice płomiennemi
Blaski, jak ogień sam, płonie;
Ty, co tchnień swoich skry wrzącemi
Spopielasz miasta, niszczysz sioła,
Co krwawym mieczem tniesz dokoła,
Że człek daremnie łaski woła,
Gdy we krwi tonie!

Cór najpiękniejszych świeże wieńce,
Najmłodszych dzieci wonne kwiaty
Złożym ci w ofiar stos bogaty
I Hebrejczyków tych jeńce;
Nad mirr dymiących mgławe szmaty
W ogniu ci słodszą woń rozszerzą
Ten szpik, co płodził moc rycerzom,
Ten wdzięk nad świt, nad zorzę świeżą
Owe rumieńce.

Lecz pierwej, wodze i książęta,
Wylejmy wina jasne zdroje!
Kto przeszedł trudy, przeszedł boje,
Niech o rozkoszy pamięta!
Wszak trud i rozkosz krewnych dwoje,
Co się w wzajemnym łączą cudzie:
Trud po rozkoszy równy złudzie
I stokroć słodszą, gdy po trudzie,
Jest rozkosz święta...

A gdzież ów ślepiec? Hej, na chwilę
Niechaj przestanie kręcić żarna;
Niech kaźń porzuci, co go, czarna,
Więzi w podwójnej mogile;
Niechaj drużyna ta ofiarna,
Co święci uczty czar dziękczynny,
Skosztuje pieśni miodopłynnéj:
Pieśń nieci w sercu żywot inny,
Skrę w każdej żyle!...

Zagraj na harfie, zanuć psalmy,
Rozebrzmij z nami w okrzyk głośny:
Zawitał dla nas dzień radośny —
Chwalmy Dagona! o, chwalmy!
Niechaj dźwięk strun twych, dźwięk donośny
Aż do danickich pól dopłynie,
Niechaj w Zarei echem zginie,
Gdzie brać nam twoja rzuca ninie
Swych hołdów palmy...«

— »Zwyciężonego napój słony;
Zwyciężonemu w twarz rzucacie
Szyderstwa mokry płat po płacie,
W ócz jamy kłując, jak wrony;
Pragniecie pieśni, brzmień żądacie,
Które ta ręka z strun wycuci?
Serce we wnętrzu się przewróci,
Kiedy wam zagra, gdy zanuci
Mąż zwyciężony...

Z enaków powstał — czy słyszycie?...
I u młodzieńca pierś olbrzyma
Płomiennym ogniem się wydyma
I woła: niczem to życie,
Gdy je w okowach gnuśność trzyma!
Czyn! tylko jego tchnień potęga
Rozkoszy wrzący płód wylęga,
Tylko ten ogień w niebo sięga,
Skrząc się obficie!...

I na weselu, zięć Tymnity,
Rzecze bękartom wrogów: »Chłystki!
Z mężnego płynie napój wszystki,
Z mocarza zdrój miodosyty;
Zdepcę, jak drzewa zwiędłe listki,
Gdy nie zgadniecie, głupi, słabi!
Ale kto treść mi stąd wywabi,
Trzydzieści barwnych dam jedwabi.
Płaszcz złotolity«.

I askalońskich lwów trzydzieści
Na miazgę jednym starł zamachem —
I jęknie wrogów tłum ze strachem:
»Jakież słyszymy to wieści?
Dzieci pod naszym ubił dachem;
Czyżby tak myślał płacić, mściwy,
Za popalone ojców niwy,
Za przestrach matek, płód nieżywy,
Ronion z boleści?

Hej! zanim ostre sierpy błysną,
Nim słońce zbieli włos jęczmieniom,
Zanim winnice się zrumienią,
Nim płyn z oliwek wycisną,
Wpadniem, podobni krwawym cieniom,
Z tysiącem mieczy i pochodni,
Że posinieją, ranni, głodni,
Że im na wieki krnąbrnej zbrodni
Siły owisną...«

I powstał popłoch, i opiłą
Strachem utopią weń źrenicę:
»Zbawiaj! tyś winien, błyskawicę
Ściągnąłeś sam gromożyłą!«
I bez puklerza, bez przyłbicy,
W polu znalazłszy oślą szczękę —
Ha! ha! pochwyci kość w swą rękę
I tysiąc wroga w mściwą dziękę
Pobije — siłą...

Oko za oko!... Strzępy strzępem,
Purpurę zawsze płać purpurą;...
Stawią cię w górę, staw ich górą,
Gdy sęp cię kłuje, bądź sępem...
I wnet zawładnie — lisów chmurą,
W ogonach wznieci żar wspaniały
I tłum pochodni żywych cały
Wpuści w łan wrogów, w ich migdały,
Niszcząc — podstępem...«

— »Urągasz, ślepcze! Śpiewasz własną
Pieśń, nam, zwycięzcom, dobrze znaną...
Lecz śpiewaj dalej... Trądu raną,
Gardzieli obrożą ciasną,
Piersią, rozpaczy szałem rwaną,
Urągowisko tym, co w klęsce:
Mieczem nie ranią tak ciemięzce!
Lecz żółcie słabych w śmiech zwycięzcę
Tylko podrasną...

Śpiewaj do końca... Blaskiem słońca,
Który rozprasza zemsty noce,
Zwycięzcom — słabych pieśń migoce,
Choć sama zemstą gorąca:
Snać ci się cała pierś szamoce,
Litość nad słabym mają wrogi —
Hej! o tych kolumn marmur drogi
Oprzyj ramiona, chwiejne nogi,
Śpiewaj do końca...«

— »Soreku jasne, srebrne wody!
Te wasze głębie jak zwodnicze:
Zatopię duszy wrzące znicze,
Zatopię ciało swe, młody;
Na chłód rozkoszy rzeźwej liczę,
A fala żarem we wnątrz wcieka,
Wypija żarem siły człeka,
Żarem kryształy ócz wypieka
W miejsce ochłody.

O grona pełne i soczyste
Z winnic Engaddi!... Podniebienie
Jak łechcą waszych kras płomienie,
Rubiny jagód rzęsiste!
Pochwycę owoc i strumienie
Wcisnę do świeżych ust kielicha,
Ale z goryczy krtań wysycha,
Z goryczy pierś ma ach! wydycha
Kłęby ogniste!...

Jak w miękkim piasku głaz przydrożny,
Który rozpiekły skry słoneczne,
Tak olbrzym legł na łono mleczne,
Rozżegnion w ogień niezbożny.
I zemsty miecze obosieczne,
Co wrogów sercom i źrenicom
Iskrzą się grozą, strachem świécą,
Oddał wraz z sił swych tajemnicą
Dziewce nałożnej...

Hej! Filistyni! Przyszła chwila,
Słodkiego przyszedł czas rachunku!
Co nie wykonał tłum w rynsztunku,
To wydołała — Dalila!
Zdrada w rozkoszy pocałunku,
Bezwładna słabość w jej uścisku:
Hej! Filistyni, na wrzosisku
Pochwyćcie pszczołę! w łąk łożysku
Schwyćcie motyla...

I tak go zmogli... Koniec pieśni?
A z nią czyż koniec i nadziei?...
Coś mnie napoił w Ramat-Leji
Potokiem z zęba cieśni,
Kiedym zapragnął w suchej kniei —
I strzaska harfę — »wróć mi siły!« —
I schwyci słupy dwa, pochyły,
Aż krwią zapłoną wszystkie żyły,
Jak owoc wrześni.

I — »niechaj razem z pieśnią skończę,
Niech skończy dusza z Filistyny!« —
Wstrząśnie przybytkiem... Tej godziny
Zginął tysiączny wróg...

Czytaj dalej: Przy wigilijnym stole - Jan Kasprowicz