Na skwerku za żelaznym parkanem,
gdzie ponure drzewa stoją jak więźnie,
nieprzytomny z żalu, spłakany,
wiatr powiesił się na suchej gałęzi…
Gwiazdy milczą stalowe i ciężkie,
stupudową nabrzmiałe tęsknotą —
lada chwila nastąpi klęska:
runą w czarne odmęty błota!
Jeszcze księżyc bezmyślnie się pali,
jeszcze pełznie osłabły i chory,
ociekając srebrzystym żalem
na chmur burych skłębione kędziory —
lecz już niebo smutkiem ogromnym wezbrane i ciemne
serca ulic napełniło popłochem — —
Ach, zaraz ramiona rozpostrze, padnie na ziemię
i wybuchnie przeciągłym szlochem!
Opublikowano w: Zamknięty pokój
Źródło: Zamknięty pokój, Henryka Wanda Łazowertówna, 1930.