Noc, przetykana srebrem, znienacka wbiegła w pokój
i aksamitnym skrzydłem otula me wezgłowie…
Zgaszę zmęczoną lampę — na chore oczy okien
szare rolety spadną jak para ciężkich powiek.
Miesięczny promień przeszył złowrogie serce mroku
i struny srebrnych skrzypiec rozpiął na niemych ścianach…
Za chwilę wejdzie z smyczkiem wysmukły skrzypek-spokój
i zagra rytm perlisty błękitnych kołysanek.
A wtedy — wiem, co będzie… Jak co noc, na suficie
twój obraz mi zakwitnie, by sycić mą tęsknotę — —
Uśmiechnę się radośnie, pozdrowię serca biciem,
— i w wiecznie głodne oczy zagarnę rzęs trzepotem.
Już mi cię nie odbiorą, już tu swój skarb uchronię
(powieki strzec go będą, jak twardy mur warowni…)
A gdy znużenie oczy zamknie mi ciepłą dłonią,
to wejdziesz w próg snów moich — najmilszy ich domownik.
Opublikowano w: Zamknięty pokój
Źródło: Zamknięty pokój, Henryka Wanda Łazowertówna, 1930. Wiersz został unowocześniony.