Przyszła na mnie dziwna melancholia —
nienazwane, złe, jesienne smutki…
Co dzień z wiatrem włóczę się po polach,
z każdym astrem konam w ogródku…
W nocy słucham za oknem poszumów:
gwiazdy łkają, księżyc cicho wzdycha — —
Ludzie mówią: „Jesteś bez rozumu!
Przecież nic zupełnie nie słychać!”
A ja wiem — — To tak płacze listopad,
kiedy chory i oślepły z tęsknoty
na ostatnim liściu, co opadł,
z wolna płynie przez czarne błoto…
Opublikowano w: Zamknięty pokój
Źródło: Zamknięty pokój, Henryka Wanda Łazowertówna, 1930. Wiersz został unowocześniony.