Domy są przeźroczyste
a nogi toną w asfalcie,
płyną ku Tobie, Chryste —
wir elektronów — w palcie
niebo stężało na kamień
a ziemia gnie się jak ciasto,
drzewa groźnymi wargami
wróżą śpiącemu miastu
skręcam, mijam ulice —
drugi bezwolny księżyc —
jakże źle być księżycem,
jak srebro samotne cięży
idę, wrą elektrony,
chemiczne iszczą się dziwa,
rachunek nieskończony
na chwilę się nie przerywa
przerwać nocną algebrę
twardym liczydłem kroków,
zanim roztopię się srebrem
w Bogu gorącym lub w mroku
Źródło: Rozmowy z nocą, Henryk Balk, 1936.