Skry złotej nocy, gminie jasno-lśniący,
Drobniuchni bracia, wysocy mieszkance!
Co na podniebiu, ogień miecąc drżący,
Staczacie ciszkiem niepomylne tańce.
Lecą podówczas srebrne kołowroty,
Słodkie niebiosom czyniąc krotofile;
Gdy wszystkie ciała i tchnące istoty
Mrocznym ujęciem sen napawa mile.
O, jakże lubo spojrzeć było na cię,
Wieczystych świateł orszaku mój złoty;
Gdy na mej pani, bywało, patrzacie
Wdzięki przyjemne i słodkie pieszczoty.
Po cóż wy teraz z tego nieb ogromu,
Gdzie gorejących nic ogniów nie gasi,
W szczupłe okienko do niskiego domu
Blask swój rzucacie? Nie ujrzycie Kasi!