Daj ucałować ponęty kochane,
Dajże, prosiłem, dajże, Amarylko!
Ona raz do ust swe usta różane
Przytknęła tylko.
I zaraz, jak ten, co wąża nadepce,
Z nagłego strachu na stroną uskoczy,
Odjąwszy róże tej miłej przylepce,
Zwróciła oczy.
Dajże raz jeszcze, raz jeno, nie więcej.
Ona się z gniewem na mnie obejrzała:
Możesz brać, rzekła, i do stu tysięcy,
Kiedym raz dała.