Eliza wczoraj ostro spojrzała:
Możem dał powód urazy.
Cisnęła wiankiem ręka jej biała,
Przygryzła usta piąć razy.
Nie można było gniewu odwrócić
I błagać srogiej nie śmiałem.
Poszedłem smutny z sobą się kłócić
I noc tę całą nie spałem.
Dziś lubym sama witając głosem,
Serce wróciła mi swoje.
Cieszy mię słodkim nadzieja losem,
Ale się jutra znów boję.