Trwoga warszawskie gubi dziewczęta.
Ta pierś wzdychaniem obrywa,
Płacz tej nabrzmiałe skrwawił oczęta,
Ta na twą pamięć omdliwa.
Ta już umarła!... nie tak się bały,
Gdyś w obce kraje wędrował,
Choć innym niosłeś krok swój niestały,
Serceś im przecie zachował.
Lecz teraz grożą krempackie kmochy,
Niechże cię niebo uchowa!
Ach! na cóż tobie, zuchwalcze płochy,
Podróż do tego Krakowa?
Kędyż tam jesteś? na Babiej Górze
Słońce zza chmury zapada,
Krwawią się nieba na nocną burzę,
Która się z Tatrów zakrada.
Ale ty, widzę, drwisz z naszej wiary
I gardzisz radą przyjaźni,
Nie wierząc w diabły, upiory, czary,
Śmiejesz się z ojców bojaźni.
Dokąd lat młodych niesiesz powaby?
Nazbyt swej ufasz nauce.
Jeszcze ty nie znasz, co to te baby:
Uległ niejeden ich sztuce.
Już dziesięć wieków, jak Polska stoi,
Wiedmy dotychczas tam były.
Szczęśliwy, kto się bał ich i bod,
Śmiałego zawsze zgubiły.
Niejeden pielgrzym czynił przysięgę,
Jako ich straszne wyroki.
Widziano z ludzi, przez ich potęgę,
Żmije, ropuchy i sroki.
Ach, jeśli który młodzik się ważył
Krok tam posunąć zuchwały,
Przymus go dzikiej pastwie obnażył,
A one kwiat krwi wyssały.
Przebóg! co słyszę? powietrze świszczy,
Zjeżone włosy powstają...
Wrzawa straszydeł huczy i piszczy,
Miotły, latarnie spadają.
Ucichło... ale nad ów zgiełk srogi
Sroższe to jeszcze milczenie.
Księżyc zza dębów, pełniąc swe rogi,
Blade przeciera promienie.
Nie tak kropidła pocisk mistyczny
Złe duchy w ciele zatrudzi
Ani tak szarpnie drut elektryczny
Za jednym tknięciem sto ludzi,
Jak one razem, ujrzawszy ciebie,
Mocą ciśnione nieznaną,
Sądziły swoje przepaść w Erebie,
Że tam, skąd wyszły, zostaną.
Aż siadłszy jedna z nich na łopacie,
O głupie siostry! zawoła,
Szpiega wy swoich tu ofiar macie,
Zrywa znajome nam zioła.
Twardowski jeno mógł one zrywać
Przeszłymi dawno czasami,
Wolnoć mu było tu niegdyś bywać,
Ale on sprawę miał z nami.
Ano, jak w nasze wszedł tajemnice
Ten obcy śmiałek i młody?
Doznasz, co możemy, czernoksiężnice,
Doznasz twej na złe urody.
Rzekła i zgrzytnie, tu zapał dziki
Sprośne im twarze rozżega.
Chwytają smolnie, widła, motyki
I już, już lecą na szpiega.
Strach owej wyspy przede mną staje,
Gdzie był Ulisses zawinął,
Kwiczeć musiały tam ludzi zgraje,
Roztropny przecie nie zginął.
Straszy mię bardziej Chirona postać.
Czary zapewne to były,
Że człeku przyszło półbykiem zostać,
Tessalskie zioła sprawiły.
Umknij się żywo czarnej godzinie,
Truchleją twe przyjaciółki.
Nie tak Centaury ni Cyrcy świnie,
Jako im straszne wilkołki.
Wracając nam się tu do stolicy,
W nadgrodą mojej pamięci
Urwij po drodze garść ciemierzycy,
Bo mi się we łbie coś kręci.