Czarny bór;
wytrysk kwitnących sił,
ptasie kapele,
szumów chór —
śpiewanie, śpiewanie, śpiewanie...
Kopalniaki, deski, bele...
W zgrzycie świszczących pił
przewartościowanie?
zgłębianie?
Rozpatrzmy rzecz po ludzku, poprostu,
jak zadanie matematyczne:
Mamy oto dwie linje wytyczne:
Pierwsza — tęsknota wzrostu,
roślinnych łodyg pieśń, sokami życia gwarna,
zielona, żywa, wzlatująca
od centru rodzącego ziarna
do centru rodzącego słońca.
O cicha walko podniebna i podziemna,
męko tajemna
odchyleń stokrotnych!
Tajnico wszystkich siewów, zwiędnień i rozkwitów,
błogosławieństwo szczytów
prostych i samotnych.
Pierwsza linja — to stugłosy, śpiewający, roztęskniony boru wzlot.
Druga linja — to śmiertelny grot
ciosu, złomu; linja poziomu,
którą wykreśla zgon.
Obręcz czerwona,
znacząca skazane pnie,
piła ostrzona,
topór, co tnie.
O rozpostarte miłościwie ramiona,
o wichry, o kołysania, o śpiewy!...
O starodrzewy...
Głową skrzydlatą o ziem... o ziem... o ziem!...
Czemżeście były?... snem?!
Druga linja — to poziom; widnokrężnem ostrzem
przecinająca pion
przecięciem jak najprostszem.
O tajemnico dokonań odwiecznych,
pieczęci złoto,
w obiegu życia i śmierci wykreśleń koniecznych
Ty nieodmiennie tryskasz snopem zórz słonecznych,
Światłem żywota!
Droga się rozwiązuje z wymiarów w bezmiary:
pion strzelający wzwyż
i poziom rozpostarty nad światem —
kreślą swym nieodmiennym, koniecznym stygmatem
symbol ofiary
— Krzyż!
A tu już brak
i miar i słów...
Zrób krzyża znak
i pacierz zmów.