Walka ze złudą

Więc spotykamy się wszyscy
W kole święconej kredy,
Wy, obcy mi, a niekiedy
Bliscy.

Wszystkich nas więzi wkrąg
Ślepy horyzont ekranu.
Ach te ucałowania rąk!
„Dobry wieczór, dobry wieczór Panu.
Dziękuję, tak, bardzo dobrze się bawię.
Dziękuję, doskonale się czuję.
Czy drukuję? nie, nie drukuję,
ale czytam wszystkie nowości.“
...Czy oni wiedzą, Boże, czy oni wiedzą,
że niema rzeczywistości?!..

Było coś, było z nami,
Pamiętam, widzę prawie,
Coś przeciekło między palcami
strumyczkiem źródlanej wody...
„Prawda, prawda, panie Jarosławie,
Na życie niema zgody?

„Prawda, prawda, panie Tuwimie,
Umknąćby pod podłogę jak mysz,
Wykaraskać się w siarkowym dymie...
...Kamieniem? krzyż?“
„Nie pomoże godzina poezji,
Panie Antoni,
Blady wianuszek wykrętnych herezji
Nie przesłoni
brzeczących[1] much niesmaku w lepkiej pustce...
...Na Weroniki zakrwawionej chustce,
na którą nie spłynęła łaska tajemnicza
Miłosiernego oblicza...
W nas samych tylko, w nas samych na dnie
Może zbudzić się iskra, co wszechświat ozłoci
Wojną dobroci...
...Pan wie...

A może Pan i nie wie, bo któż to wie te rzeczy!?“
Kto wie — ten swoje dzisiaj czuje jak ciężki głaz,
Sięgający od podłóg do pował,
I jak chorobę je leczy,
Bo myśli, że zwarjował...
A to tylko — dzisiejszy dzień każdego z nas.
Dlaczego — dlaczego — dlaczego?!
Minęło...
Życie przerosło — uśmiechnęło się i poszło w dal
Poza nas i nas, nasze dzieło,

poza nasz żal.
...A dni — jak konie białe — biegą — biegą, biegą...

Ani, ach, nam dogonić, ani się dać stratować
Lotnemi kopytami,
Ani, och, śladów w prochu gorączką ust całować,
Ni za lecącem życiem zapóźno błagać: prowadź,
Ulituj się nad nami!

„I Pan, panie Kaziu, i Pan!
A bazie? rajery? sasanki?
Wiosenne wino, Tanew i San?
Wypite szklanki?...
I Pan w zaklętem kole — i Pan tu razem z nami
W ślepym kręgu ekranu z ciężkim na sercu głazem!“

O weźmy w ręce ten głaz, ten głaz, co nam piersi uciska,
W obie ręce mocno, z całych sił
I rzućmy w kłamną dal, co czyha zewsząd bliska,
Ażeby majak pierzchł, aby się rozpadł w pył!

Jak pijany Moskal przed lustra płaszczyzną,
Tak stoję w kręgu złud, co nam w więzienie skrzepł...
O rzućmy głaz, aż kłamstwa jak krople się rozbryzną,
Aż nam popatrzy w oczy śmierci szary ślep,
Popatrzy na nas pustka, a my popatrzym w siebie,
Bo niema dla nas nic prócz nas na ziemi, ani w niebie,

Bo oto śnim zaklęci w kole kredy święconej.
W kole martwej pamięci,
W kole złudy straconej.

O rzućmy z piersi głaz, mocno, sprawnie jak dysk!
Niech pustki czarna dziura
Spojrzy nam oko w oko,
Może w pustce jest czarno — może w mroku jest błysk...

Hurra!
Wysoko!.....

Czytaj dalej: Gwiazdka - Bronisława Ostrowska