Bańki szklane

Idą; idą szeregiem,
krokiem, biegiem,
wkrąg, wkrąg,
niby za śmigą śmiga
ludzie plakaty.
W niezmiennym skurczu rąk
każdy swe hasło dźwiga,
swą cyfrę, słowo, znak —
— nie tak — a tak.
— — — — — — —
Zakrywają pierś swą człowieczą
wielkiemi barwnemi kwadraty
i wprzód i wspak,
w kolisty szlak,
pod tarcz niezłomnych pieczą.

A obok nich — urocze! urocze! urocze!
...brylanty, rajery, warkocze...
Ta — tragiczna, w czarno białe pasy,
Ta — królewska, w perliste atłasy,
Ta — płomienna, w frygijskiej czapce na głowie,
a na każdej kartka etykiety:
Żmigryderowie,
Doucety,

cena — szeregi zer,
świergot i szmer.

Barwne plamki dobroczynnych kwiatów
z swych woniejących rąk
przypinają na piersiach plakatów
i biegną wkrąg
coraz słodsze, coraz lżejsze,
przez coraz kwietniejsze szlaki,
roztańczone, niby gejsze
za parawanami z laki.

Z rajskich krzewów owoc rwą:
banany, gruszki,
pomarańcze,
wszystko tak puste, jak wydmuszki
pod powłoką barwy pstrą...
Kształty próżne, jak sny obłąkańcze.

Dzielą pustkę z niezmiennym uśmiechem lic,
powtarzają cyfrę, słowo, znak
naprzód i wspak,
tak i nie tak
...etykiety, plakaty — nic... nic... nic...
— — — — — — —
Rośnie wkoło nich biała dal
bromosrebrzysta głąb...

Buchnęły grzmoty trąb,
zaniósł się skrzypiec żal,
trwożne klawisze drżą w rozterce —...
”O zstąp, o zstąp, o zstąp
— po drganiu naszych fal...“
Terkoce aparatu serce
modli się szkło i stal.

Stu jupiterów słońce skrzy
od słońca żywego prawdziwsze,
płyną, płyną po szminkach łzy
od łez prawdziwych tkliwsze.
Padł rozmachanej pięści cios
i ugięła się skała,
śmiech roześmiał się w głos,
błoń się odśmiała.
Idą żeńcy, by żąć puszcze o świcie
w codziennym trudzie...
Piersi rozsadza serca bicie...
Życie?...
Ludzie?...

Drga wstążka marzeń, szarfa wrażeń,
tętnią miraże wszelkich zdarzeń,
modli się stal i szkło.
Kłamana prawda, kłam prawdziwy,
jak fal spienionych giętkie grzywy

o srebrne biją dno.
Ludzie — plakaty, etykiety
i żywa bromosrebrna głąb...
Dygoce aparatu serce,
trwożne klawisze drżą w rozterce
łka skrzypiec żal, wre burza trąb:
„O gdzie ty... gdzie ty... gdzie ty?!“
W fal mechanicznych modle żywej
martwego życia złudy dwie
krzyżują się na srebrnem dnie,
odbite w mym upiornym śnie
jak w lustra tafli krzywej.

Czytaj dalej: Gwiazdka - Bronisława Ostrowska