Cisza

Ginącą w dalekości topolową drogą,
Co cienie kolumn drzewnych rzuca na zagony,
Idzie w wiosennym zmierzchu mój duch umęczony,
Wlokąc skrzydła, co w słońce unieść go nie mogą...

Wierzchołki smukłych topól drżą owiane trwogą,
Gdy naprzeciw wychodzi z oddali omglonej
Cisza z wyciągniętemi przed siebie ramiony,
A wiatr kładzie się falą pod chłodną jej nogą...

Zmierzch rozlewa się mgłami w błękitnej bezbrzeży,
Utulając rozchwiane po łąkach lilie,
I gdzieś na Anioł Pański biją dzwony z wieży...

A duch mój blade czoło smutnie w skrzydła kryje
I zda mu się, gdy w ciszy dźwięk na bezmiar bieży,
Że to godzinę w niebie zegar wieków bije.

Czytaj dalej: Gwiazdka - Bronisława Ostrowska