Zatrzepotały liście brzóz,
Jako motyli rój, —
Zatrzepotały liście brzóz:
To świt! to świt! to świt!
Ozwał się sosen głośny chór,
Odwiecznych dębów chór,
Starych modrzewi zwarty tłum
Poszumem nagłym podał wtór,
I spłynął szum, szeroki szum,
Przez nieprzejrzany, mroczny bór.
Gdzieś po wierzchołkach drzew się niósł,
Głębiną nieba zda się niósł,
Przelewał granie w kłębach chmur
I zolbrzymiały w bezmiar rósł.
Od paprociowych wiotkich kit,
Gdzie dziki jaskier gęsto kwitł,
Po dwuwiekowych dębów szczyt,
Rozkołysany hymn się niósł...
A potem nagle cichnął bór,
I tylko drżały liście brzóz:
To świt! to świt! to świt!
Czy to błądzą w jałowcach
Strzępy nocnej mgły?
Po wykrotach, manowcach,
Gdzie wilgotne mchy,
Przez leszczyny gąszcz młody
Owczarz pędzi swe trzody.
Owce idą gromadą
I do siebie się garną,
Mgły po bagnach się kładą,
Las otwiera głąb czarną, —
Białych owiec drży stado.
Zmrok się tłucze wśród kaliny
Między głogu krze,
Cień w paprociach leży siny,
Brzask, przesiany przez gęstwiny
W śród gałęzi mrze.
Owczarz trzody swoje goni,
Tchem szerokim pierś mu gra,
Tętna biją mu na skroni,
Wtórem sercu echo dzwoni,
Wtórem sercu pierzcha noc,
Dnieje!
W piersi taka moc, —
Taka moc mu w piersi łka!
Hop! hop!
Obudził słońce!
Powstało krase z nocnych chmur,
Rzuciło blasków złoty snop,
Posłało ciepłych wiatrów gońce
W ten rozszumiały stary bór.
Hop! hop!
Obudził słońce!
Gdzieś z daleka dzwonki dzwonią:
Białoruną nową trzodę,
Dziewka pędzi lnianowłosa.
Do stóp kosy rozczesała,
Jak dziewanna — złota cała,
Idzie świeża, smugła, bosa,
Aż puszyste sosny młode
Czuby swoje przed nią kłonią.
«By-waj!»
Ranka świeżą wonią
Głos przesiąka, w bór się niesie:
Zagadały echa śpiące,
Przyczajone w wilgnym lecie. —
— «Chodź na słońce! Chodź na słońce!» —
Stada zwarte, zapatrzone,
Idą cicho pośród drzew,
Czasem na nie jaki krzew
Sypnie krople roztrzęsione,
Czasem tryśnie ptasi śpiew.
Za prastarą boru głuszą
Jest sośniny młody gąszcz:
Wiechy sosen tam się puszą,
Macierzanka dno wyściela,
Polnych świerszczy gra kapela,
W locie błyska złoty chrząszcz.
Rozsypały się bezładnie
Między sosny i jałowce
Oniemiałe, siwe owce;
Blask się nagły na nie kładnie,
Kładą lotne cienie chmur...
— Granie dzwonów idzie w bór. —
I zachciało się dziewczynie
Kwiecistego wianka:
Po pas brodzi w ziół gęstwinie,
Śmiech jej świeży echem płynie
W mocnej ciszy ranka.
Brodzi w ziołach aż po pas,
Rwie kwiecisty snop,
Wśród dziewanny, wśród paproci,
Jak słoneczny kwiat się złoci
Dzikich traw i ziół żniwiarka.
Czasem krzyknie w ciemny las:
Hop! hop!
Rozpłakała się fujarka
I zawodzi w głos,
Roztęsknioną gra przyśpiewkę,
Co się niesie het, przez wrzos —
— Przywabiła graniem dziewkę.
Przez nagrzany biegnie mech,
W biegu jeszcze kwiaty rwie,
Za nią lecą kosy dwie,
Przed nią leci głośny śmiech,
Hop! hop!
Ziela wielki snop
Na owczarza trzęsie włosy
Z kwiatów lecą krople rosy...
...Aż fujarka zcichła wraz,
Jeno echem wtórzy las...
«Graj!»
Upalny wstaje dzień,
Słońce żarem sypie w mchy,
Czasem chmura rzuci cień,
Pył się złoty górą skrzy,
A sosnowych wiech igliwie
W blasku chwieje się leniwie
Od gorących ziemi tchnień.
Chór koników w trawie dzwoni,
Wonnym lepem kapią drzewa,
Czasem w chaszczach żar przewiewa,
Żar żywicznej, skwarnej woni.
Owce brodzą w morzu ziela
Między sosen rude pnie,
W ziołach brzęczy much kapela,
Moc południa w słońcu tchnie.
A z daleka szumi bór,
I żywota pieśni młodej
Stuwiekowych ech rapsody
Rozszumiały niosą wtór.