Posłał siostry trzy pan w babie lato na łan,
Która nici najwięcej umota,
Tej dostanie się korona złota,
Tej dostanie się korona złota.
Strój se godny ma zwić ta, co panią chce być:
Niechaj szatę z pajęczyn uszyje,
Jakiej oko nie znało niczyje,
Jakiej oko nie znało niczyje...
A jesienny był czas i z wiatrami nad las,
By ze szatek anielskich len biały
Pajęczyny we słońcu latały...
Pajęczyny we słońcu latały. —
A świt modry już wszedł nad polami w mgle het,
Trzody z rykiem ciągnęły pod zorzę
I żórawie leciały za morze,
I żórawie leciały za morze.
Więc najstarsza z trzech dziew siadła w cieniu wśród drzew
Pajęczyny zbierała te siwe,
Co upadły na łąkę, na niwę,
Co upadły na łąkę, na niwę...
A weśrednia w ten czas szła na wygór pod las,
Obaczyła z fujarką pastucha,
Więc przysiadła opodal a słucha,
Więc przysiadła opodal a słucha.
A najmłodsza szła wkrąg wśród ugorów i łąk,
Obaczyła sznur długi żórawi,
Jak we słońcu jesiennem się pławi,
Jak we słońcu jesiennem się pławi...
Za ptakami tak szła po ugorach by mgła,
Aż zjaśniała po sobie od słońca,
Za ptakami na wyraj lecąca...
Za ptakami na wyraj lecąca...
A gdy skończył się dzień i na pola zszedł cień,
Powracały trzy siostry do chaty,
Że to jedzie królewicz bogaty,
Że to jedzie królewicz bogaty.
Starsza przodem w dom szła, kłębek nici już ma,
Więc po drodze się cieszy a chlubi,
Że ją właśnie królewicz poślubi,
Że ją właśnie królewicz poślubi. —
A weśrednia szła z nią: oczy żarem jej skrzą,
Nie zbierała z pastuchem pajęczyn,
Myśli jeno o dniu swych zaręczyn,
Myśli jeno o dniu swych zaręczyn.
A najmłodszej to wkrąg u korali i wstąg
Nitki lśnią, jak haft słońca bogaty;
I tak wraca świecąca do chaty,
I tak wraca świecąca do chaty!
Pan przyjechał na dwór, do rodziców trzech cór,
A że młodsza najpiękniej rozkwita,
Więc się do niej obraca i pyta,
Więc się do niej obraca i pyta.
Takaś piękna, jak cud, słońcem świecisz od wrót,
Czyś pajęczyn zebrała już wiele,
Czy nam kraśna zagrają w kościele?
Czy nam kraśna zagrają w kościele?
A ta oczy w dal śle, ani słuchać go chce;
Miałam z blizka to słońce złocone,
Schowaj panie twą złotą koronę!
Schowaj panie twą złotą koronę...
Więc przed średnią pan wstał, złoty pierścień jej dał:
Ty mi będziesz kochanką i żoną,
Kraśna dziewko, już tak ci sądzono,
Kraśna dziewko — już tak ci sądzono.
Lecz ta płonąc by mak, odpowiada mu tak:
Niechaj siostra ci żoną ostanie,
Ja innego miłuję już panie,
Ja innego miłuję już panie...
Chcę w chałupie z nim żyć, z ust mu słodkość chcę pić
On mi śpiewa pode wsią na wygonie,
Pasający tam bydło a konie,
Pasający tam bydło a konie.
Pan odwrócił swój wzrok i ku starszej szedł krok,
A miał lica okrutnie zsępione,
Bo nie była urodna na żonę,
Bo nie była urodna na żonę...
Uśmiechnęła się doń i podała mu dłoń,
Kłębek ręką trzymała już drugą. —
Żyli z sobą szczęśliwie i długo...
Żyli z sobą szczęśliwie i długo.