Pan ze świniarza

Znałem go, służył we dworze,
Miał trzodę chlewną w dozorze,
Dla tej trzody był kucharzem,
Nazywali go »świniarzem«.
Z tego przy trzodzie zawodu
Okrywał się, nie miał głodu.
Miał szacunek i był sławny,
Niemal jak syn marnotrawny.
Pani i pan go szanował
I byłby go awansował
Ze »świniarza« na »wolarza«,
A z »wolarza« na włódarza,
Ale Franek jednej pory
Pożegnał wieprzki, maciory,
A ludziom nie rzekłszy słowa,
Uciekł służyć do Krakowa.
Potem go już nie widziałem
Cały rok i zapomniałem.
Aż raz, po świętym Michale,
Idę drogą na »Podwale«
I patrzę: jakiś pan jedzie,
A piesek przed nim na przedzie.
Jedzie, jedzie na rowerze,
Kto to, ciekawość mię bierze.
Nadjechał, koło zatoczył
I z roweru przy mnie skoczył.
»Dzień dobry!« — ze mną się wita,
»Co to za wieś?« — mnie się pyta.
Ja kapelusz zdjąłem z głowy,
Ze strachum zapomniał mowy,
Patrzę, patrzę, a ten panek
Podobny, jak »świniarz« Franek.
Ale skądże przypuszczenie —
Na palcach złote pierścienie,
Na nogach ma żółte buty,
Łańcuch przy zegarku suty,
Cylinder na wierzchu głowy,
Rower, piesek pokojowy,
I jak pan ze dworu gada,
»Co to za wieś?« — dalej bada.
Ujrzałem mu lewe ucho
I poznałem — toś ty, jucho!
Bo gdy był w dworze »świniarzem«,
Pobili się raz z gęsiarzem,
I wtedy gęsiarz Michałek
Odgryzł mu ucha kawałek.
Poznałem i jego mowę,
Wdziewam kapelusz na głowę
I mówię: »Ty skurczysynie,
A dawnoś to pasał świnie!
Niech cię tysiąc!... bez uroku,
Jaki pan z ciebie do roku.
Byś nie znaczny był na uchu,
Nie poznałbym cię, świńcuchu!
Czyś w Krakowie profesorem?
Takiś pan z pańskim honorem«.
On dumnie na mnie spoziera,
Mówi: »Służę u Drobnera,
Numer trzy w Szczepańskim placu,
I mieszkam w samym pałacu.
Jadę odwiedzić starego,
Coś on już tam do niczego;
Jutro wracam do Krakowa,
Bo kazała Drobnerowa«.
To mówiąc, na rower skoczył
I do wioski się potoczył.

Czytaj dalej: Jestem Polakiem, polską mam duszę - Antoni Kucharczyk