Miasto od wieków pełni rolę przedmiotu rozwoju cywilizacji, będąc zarówno miejscem postępu, jak i przestrzenią pełną wyzwań. Z jednej strony oferuje liczne możliwości rozwoju, dostęp do kultury, pracy i edukacji, a także przestrzeń do spotkań międzyludzkich i nawiązywania relacji. Z drugiej jednak strony miasto może stać się miejscem alienacji, chaosu i zagubienia, gdzie człowiek zmaga się z anonimowością, hałasem, przeludnieniem oraz problemami społecznymi. W literaturze i sztuce miasto przedstawiane jest często dwojako – jako przestrzeń zarówno przyjazna, jak i wroga człowiekowi. Analiza tego dualizmu pozwala zrozumieć, jak różnorodne doświadczenia ludzkie mogą się wiązać z życiem w miejskiej przestrzeni.
Spis treści
Przykładem negatywnego podejścia do miasta w biblii w Starym Testamencie można bez wątpienia określić Sodomę oraz Babilon. Pierwszy ośrodek cywilizacji został zmieciony z powierzchni ziemi na polecenie Boga, ponieważ przepełniony był grzechem. Ludzie zamieszkali w Sodomie łamali powszechne prawa moralne ludów semickich, nie tylko wyznawców religii mojżeszowej. Przykładem może być potraktowanie aniołów, które przybyły z wiadomością do Lota. Mężczyźni z miasta pragnęli wykorzystać seksualnie nieznajomych, co łamało nie tylko prawa religijne, ale również zasadę gościnności - nietykalności gościa w domu gospodarza. Zasada ta obowiązywała we wszystkich kulturach semickich, co zapewne podkreśla niegodziwość mieszkańców Sodomy. Samo miasto jest do dzisiaj synonimem miejsca zdeprawowanego, pogrążonego w rozpuście.
O ile jednak pierwsza metropolia mogła uchodzić za miejsce grzeszne ze względu na niechęć koczowniczych ludów abrahamowych do osiadłego trybu życia czy kultury mieszkańców Kanaanu, o tyle Babilonu Żydzi nie lubili już z powodów historycznych. Przeniesieni tam siłą podczas tzw. niewoli babilońskiej, uznali stolicę swojego zaborcy za oś wszelkiego zła. Wywodzący się z tradycji judaistycznej św. Jan w swojej apokalipsie nazwie nawet personifikację grzechu „Nierządnicą z Babilonu”. Obyczaje babilończyków jak też ich władza nad Izraelem dała początek przeświadczeniu o rozpustnej naturze tego miasta. Być może nie możemy tu mówić jeszcze o całkowitym potępieniu życia miejskiego, jednak możemy dostrzec związek między metropoliami a złem.
Bolesław Prus w swojej „Lalce” zauważył z kolei podwójną naturę miast. Z jednej strony postawił Paryż, którym Stanisław Wokulski się zachwyca, a z drugiej strony warszawskie Powiśle - przyczółek nędzy społecznej, gdzie zbierali się najbiedniejsi mieszkańcy. Stolica Francji wydaje się dla głównego bohatera prężnym organizmem, napędzanym przez ludzką pomysłowość i pracowitość. Miasto aż kipi od działania, a przez to ciągle zyskuje na pięknie i funkcjonalności. Sam Wokulski podkreśla jednak, że dzieje się to kosztem swoistego doboru naturalnego. Słabi czy nie dość sprytni, są przez Paryż wchłaniani, niczym słabe osobniki jakiegoś gatunku zwierzęcia. O dziwo, bohater widzi w tym aspekt pozytywny - dzięki temu dokonuje się doskonalenie ludu Paryża. Takie podejście to pokłosie naturalizmu i organicyzmu epoki, dla nas zbyt mocno przypomina jednak eugenikę. Wyraźnie przy tym podkreśla, że miasto stanowi w rzeczy samej takie samo środowisko, jak każde inne. Nie jest więc przyjazne i wymaga dostosowania.
Ze spaceru po Powiślu Wokulski wyciąga zaś negatywne dla siebie i dla czytelnika wnioski. Widzi tam biedę, lumpenproletariat doprowadzony niemal do zagłodzenia. Wszechobecnemu brudowi i nędzy towarzyszy nieodzowny upadek moralny. Ludzie pikują swoim poziomem do roli dwunożnych zwierząt i to wyraźnie wypaczonych. Prus podkreśla to opisami chorób, jakie trawią napotkanych przez Wokulskiego ludzi. Mieszkańców Powiśla można ewidentnie nazwać cichymi ofiarami urbanizacji. Żeby jedni mogli osiągnąć sukces, a Warszawa rozwijać się, potrzebowała wchłaniać masy ludzkie i kumulować kapitał. Tym samym nie starczyło go dla powiększającej się ilości mieszkańców. Konsekwencją polepszenia warunków dla jednych było ich pogorszenie dla drugich. Z nim szła zaś moralna degrengolada, upadek obyczajów i wzrost przestępczości. Odwieczne problemy ludzkości nie zostają więc rozwiązane poprzez urbanizację, a jedynie zmienione w inne i upchnięte na małym spłachetku ziemi.
Być może nie ma jednak w polskiej literaturze większego przeciwnika terenów zurbanizowanych, niż Władysław Stanisław Reymont. Jego „Ziemia obiecana” to wyraźna krytyka miasta, jako terenu nieprzyjaznego dla człowieka. Opisana w powieści Łódź ma wiele wspólnego z biblijną Sodomą - miejscem które prócz ciała, niszczyło też dusze swoich mieszkańców. Dla Reymonta miasto jest chorobą, trawiącą własnych mieszkańców. Przeżuwa ona coraz to nowe masy przybywających za chlebem ludzi, mieli ich w swoich fabrykach i całkowicie wyzyskuje. Łódź jest bowiem stworzona z chciwości, zabudowana kolejnymi fabrykami, w których pracujące masy nie otrzymują należytej zapłaty za swoją pracę. Bieda i pokusy niszczą ludzi moralnie, upadlają ich. Wielkie biznesy wzrastają i upadają, miasto zagrabia żyzne ziemie pod kamienice oraz dymiące fabryki. Nienasycony moloch ma za pokarm ludzi. Ciągła rywalizacja nie sprzyja integracji, a raczej wrogości i wynaradawianiu. Tytuł powieści staje się przez to ironiczny - ziemia obiecana spływa ludzkim nieszczęściem oraz zawiścią.
Z życia w miastach człowiek czerpie wiele korzyści. Kumulacja ludzkiego potencjału i surowców sprzyja rozwojowi nauki, wyższemu stanowi życia, lepszej opiece medycznej. Nie ulega jednak wątpliwości, że błogosławieństwa urbanizacji mają również ciemną stronę. Wielkie masy stłoczone na niewielkiej przestrzeni rodzą wiele konfliktów, a samo miasto nie może zapewnić wszystkim dostatecznej ilości pracy. Niczym szczury w zbyt małej klatce, ludzie szukają ucieczki w destruktywnych zachowaniach, upadku moralnym. Tak, miasto to możliwości. Pytanie jednak, czy jego cuda warte są swojej ceny.
Aktualizacja: 2024-10-09 15:24:53.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.