Napisz opis przeżyć wewnętrznych Aliny uradowanej z efektów zbierania malin

Autorką opracowania jest: Marta Grandke.

Gdy Kirkor pojawił się na progu naszej rodzinnej chaty, od razu wiedziałam, że od tego momentu całe moje życie się zmieni. Poczułam, jak wstępuje we mnie radosne oczekiwanie na coś nowego i lepszego. Nie miałam nawet przez chwilę wątpliwości, że to ja zostanę żoną Kirkora, pięknego rycerza, który w naszej chacie szukał miłości swojego życia.

Gdy wyruszyłyśmy z Balladyną do lasu, czułam się, jakby moje serce śpiewało. Z trudem powstrzymałam się od pobiegnięcia prosto w krzaki pełne malin, które miały przynieść mi ślub, męża i piękne życie. Ach, jakie wszystko było piękne tego dnia - i las, i maliny, i niebo nade mną i wilgotne mchy uginające się pod moimi nogami. Ptaki ćwierkały, drzewa szumiały targane wiatrem, a ja myślałam tylko o tym, jaki świat jest cudowny, a Kirkor wspaniały. Nic nie mogło zmącić mojej radości, nawet niezadowolona mina Balladyny, która wiedziała przecież, że w tak dokładnej i sumiennej pracy, jaką jest zbieranie malin, ciężko jej będzie mnie prześcignąć. 

Zaczęłam szybko napełniać swój dzbanek. Jedna malina za drugą, systematycznie rwałam te delikatne owoce, dbając o to, by ich nie rozgnieść. Mój dzban błyskawicznie zaczął się nimi napełniać, ja zaś równocześnie oddawałam się rozmyślaniom o Kirkorze. O tym, jaki jest piękny, jaki doskonały kolor mają jego wargi. Myślałam też o tym, jak dobrym panem dla swych podwładnych jest i w jakim pięknym zamku mieszka. Rwałam maliny, myśląc przy tym, że każda z nich przybliża mnie od tych ust i do tego zamku. Miałam ochotę z tej radości pracować ze śpiewem na ustach, ale zacięta twarz Balladyny powstrzymywała mnie od tego. 

Doskonale rozumiałam żal siostry, ale nie mogło to zmącić mojego szczęścia. Mój dzbanek pełen był malin, Balladyna zaś nie zebrała praktycznie nic. Mogłam więc spokojnie założyć, że wygram tę rywalizację i Kirkor będzie już tylko mój. Chciało mi się śmiać ze szczęścia, wszystko we mnie śpiewało, śpiewał też las i cały świat. Każda, nawet najmniejsza rzecz, nawet muchomor z ułamanym kapeluszem, wydawała mi się wspaniała i godna podziwu. Myślałam też o tym, że ptaki oszalały, tak głośny i dźwięczny był ich śpiew - jakby wiedziały już o moich zaręczynach i świętowały je wraz ze mną. Był to cudowny moment, którym się napawałam, a kolejne maliny wpadały do dzbanka, czerwone jak miłość i usta Kirkora. Nic nie mogło mi tego popsuć, nawet skwaszona Balladyna, która zrezygnowała już chyba ze zbierania owoców i krążyła wokół mnie z coraz bardziej ponurą miną. 

Spojrzałam na dzban pełen malin i uśmiechnęłam się. Wyglądał dokładnie tak, jak każdy inny dzban pełen owoców, których wiele zebrałam już w tym lesie, w swoim życiu. Ale ten był inny, wyjątkowy, obiecywał coś nowego, co odmieni moje życie na zawsze. Byłam szczęśliwa, ale także rozbawiona, że coś tak banalnego jak zbieranie malin, co było też po prostu moim obowiązkiem, nagle przeistoczyło się w klucz do zupełnie innej codzienności, w zamku, z mężem przy boku. Och, jaki to szczęśliwy dzień! Byłam pewna, że drugi taki nie przytrafi mi się już nigdy. 

Chwyciłam dzban pełen malin, gotowa, by wrócić z nimi do domu i z dumą pokazać go matce i Kirkorowi. Szczęście niosło mnie jak na skrzydłach i miałam wrażenie, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią


Przeczytaj także: Dlaczego warto przeczytać Balladynę Juliusza Słowackiego? Recenzja Balladyny

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.