Park cicho drzemie, w szatę odziany bieluchną,
Owity lekko w srebrne, roziskrzone puchy,
Jeszcze chwila — a jasne, uskrzydlone duchy
Przylecą i srebrzysty pył z gałęzi zdmuchną.
Przylecą, spojrzeniami modrych gwiazd przelśnione,
Opasane złocistą księżycową rzęsą,
I z drzew przepychy kwiecia, szron krysztalny strzęsą,
By z niego przecudowną upleść mi koronę.
Jeszcze chwila — stanąłem, patrzę zamyślony
W puszystą, nieskalaną białość śnieżnych kiści
I czekam, rychło cud się przeczuwany ziści.
Wkrąg cicho... tylko miesiąc po przez mgieł zasłony
Przedziera się i blasków sypie złote dźwięki.
Które na całun śniegu upadają miękki.