Gdyby poezją karmić można głodnych,
Ja bym swe pieśni zmienił w kęsy chleba
I was obdzielał, którym go potrzeba
Pilniej niż dźwięków słodkich, lecz zawodnych.
Gdyby poezją można przyodziewać,
Ja bym wciąż pieśni wysnuwał jak przędzę
I tkał z nich odzież, i krył waszą nędzę —
Bo nagich odziać lepiej niż im śpiewać.
Gdyby poezją można wznosić mury,
Ja duszę, całą wyśpiewać bym gotów,
By was zasłonić od słonecznych grotów
I bezlitosnych urągań natury.
Lecz pieśń ulata, a chęć w miejscu stoi...
A gdy bezsilność szydzi tak okrutnie,
To by się chciało strzaskać śpiewną lutnię,
Że niczym dla was — o biedni! o moi!
Leć jednak, pieśni! Nad świeżą ruiną
Zjaw się nie płaczką, lecz gońcem otuchy;
Gdy ciał nie możesz, nakarm głodne duchy
I ucz, że próżno żadne łzy nie płyną!...