To zimy pałac. U powały,
Co jak baldachim świeci biały,
Wiszą diamenty i kryształy.
Dołem się puchy skrzą łabędzie,
Błyskają szklanych ścian krawędzie,
Kolumny z lodu świecą w rzędzie.
Środkiem przepływa szum uroczy,
Palą się wilków krwawe oczy
I rzeka śniegu fale toczy.
Na brylantowym siedząc tronie
Zima dziewicze chyli skronie,
A jako próchno wzrok jej płonie.
Wkoło niej kruki krążą stadem,
Na jej królewskim czole bladem
Z lodowych igieł świeci diadem.
Wicher, nim gniewną wzniósłszy paszcze...
Z gór pocznie zrywać śnieżne płaszcze,
Jej zimne stopy cicho głaszcze.
Straszna to pani, choć zachwyca
Melancholijnym wdziękiem lica,
Z którego patrzy tajemnica;
Chociaż w pałace zmienia bory,
Drogich kamieni ma kolory,
Osrebrza noce i wieczory.
Straszna — bo kwiatom więdnąć każe,
Straszna — bo robi z pól cmentarze,
Straszna — bo z nędzą chodzi w parze.