Po szybach szemrząc o szarej godzinie
Szumi deszczyk majowy...
Kropla za kroplą w ciepłej ziemi ginie
Wydając jęk harfowy.
 
I z wolna, z wolna z tych jęków tysiąca,
Co drżą w wieczornej ciszy,
Melodia wstaje, senna a kojąca,
Którą człek chory słyszy.
 
Duch jego tonie, jak w ciepłej kąpieli,
W melodii tej strumieniu
I zapomina o smutkach swej celi,
O nudzie i cierpieniu.
 
Raz mu się zdaje, że to ktoś w przestrzeni
Struny naciągnął szklane
I jak na harfie palcami z promieni
Pieśni gra rozpłakane;
 
To znów, że w przędzę miękką, ciepłą, szarą,
Jak małe ptaszę w puchy,
Świat omotały, z mglistą płynąc parą,
Dobre, skrzydlate duchy...

Sypcie się, perły! sypcie się obficie
Na lasy, bruki, lany!
Każda z was niesie, jak w nasioniku, życie,
Każda zabliźnia rany.
 
Sypcie się, perły! i bądźcie ochłodą
Stlonej gorączką skroni,
I bądźcie żywą spragnionemu wodą,
Co od omdlenia broni!
 
Gdzie tli się głownia rzucona pod domy
Ręką złą lub szaloną,
Ugaście pożar, nim będzie widomy,
Zduście skry, nim zapłoną!
 
Nawiejcie spokój na miotanych burzą,
Sen dajcie tym, co smutni,
I niechaj zgodnie wasze szumy wtórzą
Słodkiej śpiewaka lutni!
 
Do leśnych gąszczów, do skalnych czeluści
Wasz posiew niech dosięga,
Tam, gdzie najmroczniej, i tam, gdzie najpuściej,
Gdzie śmierci tkwi potęga...
 
Dobędą życia perłowe pociski
Z zakrzepłej piersi świata —
I głos w niej dźwięknie, i zbudzą się błyski,
I serce zakołata...

Czytaj dalej: Parasol - Maria Konopnicka