I
Jak zakwita fijołek i róża,
Kiedy prawo natury się iści,
Tak zakwitła Nastka, córka stróża,
Odrośl drzewa odartego z liści.
Cud się spełnił w mistycznej godzinie.
Kiedy gwiazdy tajemniczo drżały;
A zaprawdę cud to był niemały,
II
Ojciec Nastkę nazywał „narowną",
Bo dziewczyna nie lubiła domu,
Czytywała książki po kryjomu
I w kompanii nie była rozmowną.
Brudny tapczan i miotła ojcowska
Miały dla niej niewiele powabu,
Nie lubiła też tłustego schabu
Ani wódki z kroplami od Noska.
Nikt z krewniaków nie miał szczęścia do niej
A gdy kiedyś parobek od koni
Chciał się bliżej poznać z jej buziakiem,
Wypisała mu protest ... siniakiem.
Wielkie za to miały u niej łaski:
Słodkie ciastka, piosneczki harfiarek,
Tryle, które wywodzi kanarek,
A najbardziej: jaskrawe obrazki.
W tych jedynie bywała kościołach,
W których wiszą barwne malowidła,
I kochała się w ładnych aniołach,
Co u ramion mają srebrne skrzydła...
III
Kiedy z twarzą różową i białą
Wyszła Nastka po wodę do pompy,
Sam gospodarz, człek w pochwałach skąpy,
Rzekł: „No proszę, jak to wyładniało!..."
A do ojca zamruczał na stronie:
„Pilnuj izby, gdy córkę masz ładną,
Bo się włóczą po świecie nicponie,
To ci jeszcze dziewuchę ukradną."
Ale stary dzień cały się kręci
Wedle ścieków i wedle meldunku —
Skądże by mu i siły, i chęci
Do dźwigania świeżego frasunku!
Zresztą kiedyś, pociągnąwszy piwka,
Los i... szczęście zapewnił już dziecku,
Bo umyślił leżąc na przypiecku,
Że ją wyda — za stróża z przeciwka!