W poranki darmo chmury liczę
Z uśmiechem sennej nienawiści,
Zgubne nadzieje i słodycze
Ziemi, wstającej w szumie liści;
Jak bóstwo w zielonkawym tumie,
Ulatujące z konchy chłodu,
Na fali popielatej szumie
Więdnące błogą barwą miodu;
Aż sploty, blaskiem oszronione,
Palce w dygocie i niemocy,
Ukażą brzegi spopielone
Pod nieśmiertelną pustką nocy!