Teatr mię zastanowił wspaniały a skromny,
Orkiestra niepowszechna, ludzi tłum przytomny.
Głos za uchem dał mi się słyszeć, chociaż cichy:
„W tym domu wszystko znajdziesz oprócz jednej pychy.”
Gdym uważał aktorów, od zmysłów daleki,
Mniemałem, żem wstecz przebiegł upłynione wieki.
Postać, gesta, wyrazów czucie przekonały,
Że to nie są kopije, lecz oryginały.
Słowa polskie mi nieco mieszały to zdanie;
Natychmiast Pitagory przyjąłem mniemanie:
Wierzyłem, że Spartanki i dusza, i mina
W matkę, a Likanora serce przeszło w syna.
Myślałem, jak na części te dusze podzielę,
By mogły w mej ojczyźnie ożywiać ciał wiele?
*** (*)
Ale silny głos z góry strwożył niepomału:
„Wiedz, że dusz wielkich stałość nie cierpi podziału.
W tym ktoś mię trącił: spełzły myśli, ale uszy
Nalazłem pełne pochwał dla tak godnej duszy.
I sam będąc już swoim, uczułem w słodyczy,
Że wysoka krew wielkie zamysły dziedziczy:
Gdy, co u innych cechę rozrywki posiada,
Na pożytek krajowy przeistaczać rada.
Wyrosłaby nadzieja odzyskania sławy,
Gdyby można po całym kraju siać Puławy.
* Trzy asteryszki znaczą miejsce opuszczonych tu kilku wierszów, które czytałem gdzie indziej, ale w zdarzonym sobie egzemplarzu wypisanych nie miałem; innego zaś tymczasem dostać nie mogłem. (Przypis F. Kniaźnina).