Powązki [II]

Mało szczęśliwy jeniec w Temiry kajdanach,
Niegdy w zadanych od niej pieściłem się ranach,
Jej skinieniem rządzony, z wolności wyzuty,
Całowałem kajdany, w które byłem kuty.
Pod gładkością znalazłszy przysady, narowy,
Już wolny, do berlińskiej równam ją budowy,
Na której przodne ściany nic się nie oszczędza:
Piękny pozór; cóż wewnątrz? troski, kłopot, nędza.

Inaksze są Powązki, domek wielce miły,
Wart, by go lepsze od mych rytmy uwieńczyły.
Jego niewinna zdrada zadumienie czyni:
Wierzch podobien do chaty, środek do świątyni.
W takowym przebywała Baucis z Filemonem,
Stałą grzani miłością, równym wzięci zgonem,
Za których cnotę wielką i niepospolitą
Król niebian w kościół zmienił szopkę trzciną krytą.
Tu mięszkają z cnót tylko tym podobni wiele,
I bóstwa, i ludzkości oboje czciciele,
Hymenu wstęgą z Wujem Siestrzanka złączona.
Dwie gałązki wynikłe z szczepu Jagiellona.
Godnej niecić i krwawe zdolnej śmierzyć wojny,
Tu poznać Izabeli gust i humor hojny.
Pod kunsztowną rozrywką ukryta nauka
Jej to jest wynalazek, jej przemysłu sztuka.
Są, którym łza się toczy, tłoczona uciechą,
Nad zbratanym dostatkiem z ubożuchną strzechą.
Na wspaniałych ruinach wyniesione płoty
Ku przezornej baczności dodają ochoty,
A z tych przystosowanie wyciągnione znaków
Korzy dumę bogatych, cieszy nieboraków.
Tak i szczęścia kołowrót rzutem leci rożnym:
Ten był wczoraj hołyszem, dziś jest kniaziem możnym.
Żywi się kopiąc w szybach, poprawiając dachów,
W prostym ciągu potomstwo Emilich i Grachów.
Kto by rozmyślać umiał, lepszym się tu sprawi,
Kto nie umie, przynajmniej rozkosznie się bawi.

Ja nie umiem. Powązki kocham niepomału
Dla przyjemnej zabawy, a nie dla morału.
Lat mi przydłużą, widok dając mi jedyny,
Ten dom, ten las i różne przychodzących miny:
Tu sobie z wolna stąpa uczeń Epikura
I zważa, czy nad sztukę piękniejsza natura;
Tu młodzieniec przybywszy z towarzyszką w parze
Ciekawości zwiedzają, brzęczą na gitarze,
Nucą, skaczą, biegają, wreszcie, potem zlani,
Na zielonym odpoczną darniu, zmordowani.

On, kompance łabędzie wskazując na wodzie,
Rozprawia o ich pieniu, o Ledy przygodzie,
Tymczasem strumień szemrze, dzień gęstwina tłumi,
Fawoni po gaiku przechodząc się szumi,
Szampański nektar iskry wysadza na szklanki,
A ten czyta pomyślność w oczętach kochanki.
Tam dalej krążą malarz i poeta razem,
Dzieła swoje tutejszym bogacąc obrazem.
Wnętrzne domu ozdoby niejednego trwożą:
Nie pójdzie tam fanatyk; gdy nagle otworzą,
Wstecz się cofa, z przestrachu wybladły jak chusta,
Słupieją mu źrenice, rozchodzą się usta:
Chciał w chatę wnijść, aż widzi pałacowe ściany.
Mniema być kunsztem Styksu takowe odmiany,
Lecz łatwo zgadnie, czym jest chałupka niniejsza,
Gdy wraz wejrzy do myśli, która sekret zmniejsza:
Okazałość folwarku zda się mówić prawie,
Że pani lepiej mieszka niżeli jej pawie.

Tam w święto bożka złotym ozdobnego rogiem,
Ojcowskim wydanego na światło połogiem,
Gdy mężowie, płeć mniejsza i nieślubna młodzież
Spieszą na obchód, trefną wdziawszy na się odzież,
Księżna także, tającą kładąc na twarz larwę,
Przebiera się w dziwaczną bachusową barwę.
Gracyje, z nią czyniące nieodstępne kroki,
Ukrywają się wtedy pod jej płaszcz szeroki.
Przyrodnych Kupidyna braci lube stado,
Które około księżny zawsze igrać rado,
Chowa się, gdzie kto może; ten się wyżej krzepi,
Najpierwszej się leniwszy falbany uczepi;
Tamten po sznurowaniu szczeblujący dzielnie,
Kędy zaszedł, tam mieszkać pragnie nieśmiertelnie.
Inny się aż pod maskę sunąc w rześkim biegu,
Wpada między kwitnące róże wpośród śniegu.
Inny, lekkim skrzydełkiem wzniesiony do góry,
Obwija się w misternie trefione kędziory.
Głos księżny, by najsroższym władnący umysłem,
W mruczenie uroczystym mieni się wymysłem.
Któż by ją więc rozeznał w święto tego bożka?
Aleć nieporównana wydaje ją nóżka.
Nóżka! kształtniejszej od niej, aż za chińskie szranki,
Nie znajdzie u pasterki ani u sułtanki.

Ty, biegły Bacciarelli, dla twych bogiń wzorów
Z tej szukaj stopki, godnej niebieskich honorów,
Ja zaś na skał najwyższych idę mięszkać wierzchu,
Szkła i oczy kierując od świtu do zmierzchu
Tam, gdzie Tarcz Sobieskiego, Wieniec Aryjadny
I cudnej Bereniki Warkocz świeci ładny,
A paląc Uraniji me ofiary godnie,
Znajdę może nieznane Olimpu pochodnie,
Do gwiazd nowych odkrycia stąd biorąc pochopy,
Bym je uczcił imieniem Izabeli Stopy.

Czytaj dalej: Powązki - Stanisław Trembecki