Agresty

Wśród czar­nych krze­wów
Bla­sza­nych i z dru­tu,
Co mają na­zwę chrzęst­ką: agre­sty —
Świa­tło księ­ży­ca jest tą wodą zim­ną, aż zęby cierp­ną, a mózg jest ku­li­sty.

Po­śród agre­stów,
Dru­cia­nych i śli­skich,
Co bio­rą księ­życ w drob­ne siat­ki kłu­cia,
Mę­skość po­ety doj­rze­wa tak bia­ło, jak­by gruź­li­ca zwap­nia­ła mu ner­wy.

A więc po­sze­dłem.
Od­rzu­ci­łem cia­ła
Krzy­czą­ce mi­łość, a wtu­lo­ne w sła­bość —
Ostat­nie bun­ty po­zo­sta­ły w sza­fach, w pie­cu skom­le­nia, na­dzie­je w po­ście­li.

Zim­ne agre­sty,
Krza­ki ca­ło­wa­nia,
Ostroż­nych piesz­czot gru­dnio­we ro­śli­ny.
Świa­tło księ­ży­ca niech ogrze­wa mą­drość, sko­ro ta świe­ca na słoń­cu top­nie­je.

Zim­ne agre­sty,
Cien­kie rzeź­by zgo­dy,
Pu­łap­ki wiecz­ne, bo gę­ste w upo­rze,
Trwać niech ozna­cza: wy­plą­ty­wać pal­ce — dłu­gie i licz­ne jak me­tre­sy wło­sy.

Czy­taj da­lej: Lekcja anatomii (Rembrandta) – Stanisław Grochowiak