Gdzie są posłańcy moi promieniści
Ten lewy — z bielmem
Tamten prawy — z lampą
Ciężką od brązu?
Przez jakie ogrody
Biegną —
Języki wywiesiwszy złote?
Wołam
Skurczony
Czoło toczę w palcach
Zrywam się
Krążę
Od piwnic po dach
Gdzie są posłańcy moi promieniści
Po jakich falach
Idą
Stopą
Suchą?
Lewy prawuje się z białym bawołem
Prawy trzepoce w jedwabistych sidłach
Lewy pośpiesza uczepiony orła
Prawy
Przebiega
Podziemne
Pokoje
Ach ich podeszwy
Stopy elastyczne
Całują ziemię brodzą w soku malin
Nagle wzlatują na chmury
Jest dźwięk
Szklanych posadzek Rozsuwanych kotar
Tu
Nagłe światło rozżarzonej kuźni
Tam
Fiolet cienia
Wiatr piwniczny w nozdrza
Tu
Krajobrazy jak rzeźby na bramach
Tam
Targowiska z ćwiartowaniem wołu
Do kogo biegną posłańcy półnadzy
W jakich klimatach ich języki schną
Jacy siepacze ostrzą na nich miecze
Król
Jaki
Kona
Z nadziei
Z lęku?
Doszli
Już idą
Wstępują
Zawiśli
Na moment stygną wpatrzeni w Jej twarz
Ten prawy lampą omiata Jej łoże
Ten lewy wolno wyłuskuje nóż
Ten prawy w popiół
Rozpada się
W rdzawość
Ten lewy w ścianę
Rozcieka się
W grzyb
Ona została
Bez włosów
Bez bólu
Z raną na ustach
Naciętą na krzyż
Gdzie są posłańcy moi nieudolni?