— Cicho!
Minęło —
Przewiało przez twarz
Przelotem śniegu? Skrzydłem ptaka? Ręką —
Tak pięciopalcą, tak cienką, że aż
Jak śnieg — jak skrzydło — jak przelotność cienką?
— Cicho!
Upadło —
Nie tu. Może tam?
Pod drzewem w lesie? Na łysym pagórze?
W oku pejzażu, który tyle znam,
Ile go słowem „złoty klon” wywtórzę?
— Cicho!
Wróciło —
Smagnęło przez grzbiet.
Podcięło nogi, owinęło szyję...
Gdzie się nie zwrócę, ja będę w to szedł,
Ja to przeżyłem — i to mnie przeżyje.