Z pamiętnika

I

Niedopieszczona chodzi jak kot.
Szyję ociera o wszystkie framugi.
Psa całowała dzisiaj tak pokątnie,
Że gdy wróciła, miała w oczach wierność.

Potrafi ręce oglądać pod światło,
Stąpa, jak gdyby
Łasiła się ziemi,
Jest w jej robocie na drutach — ból,
A w obłuskaniu zająca — nienawiść.

Potem na chwilę idzie w pokój ciemny,
Zrzuca pończochy i ramiączko nawet,
Stoi otulona samotnością swoją,
Kolana bada.

Wołają za nią, to tuli ramiona,
A żebrzą u niej, to zasłania twarz,
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy.

II

Nieraz — mówiono o niej — o świcie
Lęka się biedna przybliżyć do lustra,
Tafla się kłębi,
Wzbiera jak przed burzą
(Łagodne pazury wędrują w jej głębi).

Ona jest naga
I czuje swe plecy —
Dziurka od klucza nadpływa posępnie,
Ma usta miękkie,
Przywiera jak starzec.

Nieraz — mówiono o niej — o świcie
Kocha się z szarym sztywnym prześcieradłem;
Ono wzlatuje,
Zawisa wypukło
Na dwóch ciemnych skrzydłach
Jak zwierzę lub rzeźba.

III

Pokochana znienacka,
Nieomal przekłuta
Strzałą ze złota ciężkiego struganą,
Rozchyla usta,
Zbłękitniały jej białka,
Włosy jej krążą jak uśpione węże.

Ach, nie tyle klasyczna —
Raczej już umarła,
Tylko w wargach wilgotnych trochę ciepła trzyma,
Powiew smaku pokrzywy,
Krople śliny zgorzkniałej
Od blasku i dymu.

Ach, nie tyle piekielna —
Wchodzi w wielki spokój,
Gdzie już nie ma radości, nadziei lub smutku —
Tylko krowia Kariatid
Wypłakuje oczy.

IV

Mężczyznę zbudzisz, gdy go dotkniesz, ale
Kobietę zbudzisz, gdyś dotykać przestał,
Wstaje zdziwiona w swej podłużnej sukni,
Patrzy na sprzęty z tępym przerażeniem.

Ani na chwilę niepewna jest siebie,
Wchodzi w powietrze bosymi stopami,
Jeśli nie krzykniesz, ujdzie bladym oknem,
Jakbyś otrzepał coś białego z dłoni.

O, Pawle, wiele wędrujących kobiet
Zostanie po mnie nad dachami sadyb,
Patrząc za nimi, rozkładałem ręce,
Jak ptasznik w smutku bardzo dobrotliwy.

V
(Izolda)

Kiedy wołano ją
To na białym śniegu
Rano znaleźli ledwo sukni podmuch —
Być może łapkę
Odciętą
Zajęczą

Kiedy ścigano ją
W stado psów zażartych —
Chrapy gorące czarne podniebienia —
Skowyt zajadły
Aż lasem
Kotłował

Gdy osaczono ją
To w kościoły sieci —
Były plecione z włosów zmarłych dziewcząt
Z grzyw śniętych karpi
Z pajęczyn
Namokłych

Kiedy złapano ją
To wiedli staruszkę —
Na łysej główce listek przyklejony
A z kręgosłupa
Dla króla
Różaniec

Czytaj dalej: Lekcja anatomii (Rembrandta) - Stanisław Grochowiak